Argentyna na skraju niewypłacalności

Argentyna po raz drugi w ciągu 12 lat może zostać bankrutem, jeśli przedstawiciele rządu nie porozumieją się z wierzycielami ws. spłaty zadłużenia kraju wykupionego za bezcen po wielkim kryzysie z lat 2000-2002.

Władze w Buenos Aires mają trzy dni na rozmowy z przedstawicielami funduszy hedgingowych, które zainwestowały w jej papiery. 30 lipca mija termin na zapłatę za papiery wartościowe, które "sępie fundusze" - jak określa je rynek - kupiły za nikłą część wartości od wierzycieli nie godzących się po wielkim kryzysie lat 2000-2002 na restrukturyzację argentyńskiego długu.

Po tym jak zeszłotygodniowe rozmowy zakończyły się fiaskiem, rząd Argentyny zdecydował się wysłać zespół negocjatorów do Nowego Yorku, by przed sądowym mediatorem szukać rozwiązania. To właśnie w Stanach Zjednoczonych Argentyna przegrała batalię sądową z funduszami. Amerykańscy sędziowie uznali w 2012 r., że kraj ma zapłacić 1,33 mld dol.

Reklama

Kwota ta, jak na zadłużenie państwa, nie jest duża, ale jej spłata zachęcałaby pozostałych wierzycieli do domagania się spłaty umorzonych wcześniej odsetek. Te idą w miliardy dolarów.

Po wyroku sądu na Manhattanie, rząd w Buenos Aires odmówił spłaty powołując się na prawo krajowe, które zabrania mu stosowania wobec części wierzycieli lepszych warunków niż wobec pozostałych, którzy zgodzili się na restrukturyzację.

Po ogłoszeniu niewypłacalności kraju jego wierzyciele godzą się na spłatę zadłużenia w dłuższym okresie, dochodzi też to jego zmniejszenia (haircut). Wszystko po to, by przygnieciony długami rząd, przy pomocy zewnętrznych źródeł finansowania (np. kredytu od innych państw lub Międzynarodowego Funduszu Walutowego) mógł powoli wyjść z pętli zadłużenia.

Szkopuł w tym, że nie wszyscy muszą się zgodzić na restrukturyzację. I tu pojawiają się tzw. sępie fundusze, które inwestują w długi państw zagrożonych bankructwem. "Sępy", za niewielką cześć wartości nominalnej skupują "śmieciowe obligacje" i starają się na drodze prawnej odzyskać 100 proc. długu.

Problemy Argentyny zaczęły się od ataku dwóch "sępich funduszy": NML Capital Limited i Elliot Management Corporation. Po latach uzyskały wyrok nowojorskiego sądu federalnego na Manhattanie nakazujący wypłacenie im w sumie 1,3 miliarda dolarów długu z odsetkami. Argentynie nie udało się nic wskórać nawet w amerykańskim sądzie najwyższym, który w tym roku podtrzymał werdykt.

Po problemach z początku stulecia PKB Argentyny skurczyło się o 20 proc., bezrobocie sięgnęło 25 proc., peso straciło 70 proc. na wartości. Analitycy nie wykluczają takiego czarnego scenariusza również teraz, choć zwracają uwagę, że gospodarka jest w dużo lepszym stanie niż w czasie głębokiego kryzysu wówczas.

"Financial Times" ocenia, że w tej chwili ryzyko niewypłacalności wiązałoby się z odpływem kapitału, spadkiem na rynkach i obniżeniem ratingu kraju. Koszty obsługi długu argentyńskiego wzrosły już teraz.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Argentyna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »