Rynki biorą pod uwagę tylko jeden scenariusz w Szkocji

Gościem Radia PIN był dzisiaj Piotr Kuczyński, główny analityk Domu Inwestycyjnego Xelion. Nie mogło zabraknąć tematu referendum w Szkocji.

Agnieszka Witkowicz-Matolicz: W Szkocji właśnie rozpoczęło się głosowanie w sprawie niepodległości, rynki już zareagowały, czy czekają na to, co się wydarzy?

Piotr Kuczyński: - Rynki chyba biorą pod wagę tylko jeden scenariusz, mam takie wrażenie. Ja też biorę tylko jeden scenariusz, zakładam, że niezdecydowanym ręka drgnie w ostatniej chwili i będzie jednak zdecydowana przewaga tych, którzy nie chcą niepodległości, przestraszą się.

Na razie idą łeb w łeb.

- Jest lekka przewaga tych, którzy nie chcą niepodległości i chyba 5 proc. niezdecydowanych, wyjątkowo mało. Frekwencja będzie wynosić ponad 90 proc.

Reklama

A co się wydarzy, jeżeli Szkocja zdecyduje się na niepodległość?

- To jest fascynujące pytanie, znawcy tematu mówią, że nawet, jeśli teraz nie uzyskają tej niepodległości, to młode pokolenie, które dojdzie do władzy za 10-15-20 lat doprowadzi do tego, że Szkocja i tak będzie niepodległa. Myślę, że tak będzie. Im później, tym gorzej, tym mniejsze zapasy ropy będą. Mówi się w tej chwili, że wystarczy ich na 20-25 lat, więc jakby uzyskali niepodległość za 10 lat, to mniej będą żyli z ropy. Nikt dokładnie nie wie, co by się stało. To zależy od tego, czy po pierwsze Wielka Brytania rzeczywiście odcięłaby ich od funta, tak jak grozi, że będą mogli go używać, ale Wielka Brytania będzie nim rządziła, po drugie, czy tak jak się odgrażają Brytyjczycy nie będą kupowali szkockiej ropy, tylko będą ją pozyskiwać ze Stanów Zjednoczonych. Może tak być, ale nie musi. Po trzecie, co zrobi Unia Europejska, bo Szkoci w odróżnieniu od Anglików są bardzo pro europejscy. Oni chcieli i chcą być w Unii. Dla nich największy strach i zagrożenie to jest to, o czym mówi się w tej chwili, że będzie automatyzm, będziecie musieli przejść proces przejęcia do Unii i może was przyjmiemy, a może nie przyjmiemy. To dla nich jest największe zagrożenie. Z drugiej strony zagrożeniem jest to, że w 2017 jest referendum w Wielkiej Brytanii, czy nie wyjść z Unii Europejskiej. W tym momencie i ci za i ci przeciw mają argumenty. Sytuacja jest niezwykle skomplikowana i dużo zależy od tego, ile jest ropy. Czytałem szacunki i one są różne. Oczywiście Anglicy mówią, że jest niedużo, a Szkoci, że bardzo dużo. Jest to zapas pomiędzy 1000 mld dolarów, a 2000 mld dolarów, czyli potężne pieniądze. Dla 5-milionowego narodu, którym są Szkoci, to rzeczywiście może być druga Norwegia.

Szkocja będzie mogła faktycznie utrzymać się z tej ropy.

- Według mnie tak, dlatego, że jest ich po prostu niewielu. I ropy i whisky.

Skoro o surowcach mowa, to spójrzmy na Rosję, bo jej gospodarka opiera się na surowcach. W budżecie założono, że baryłka ropy będzie kosztować 104 dolary, dziś kosztuje poniżej 100 dolarów. Rozłoży to tamtejszą gospodarkę?

- Będą to trudności dla tamtejszej gospodarki, nie ma, co do tego wątpliwości. Mówi się, że 1 proc. spadku cen ropy, to jest chyba 1,5 mld dolarów wpływów mniej dla Rosji. Trzeba brać pod uwagę, że to, jak wielu Europejczyków sobie życzy, żeby Rosja jak najszybciej mówiąc kolokwialnie dostała po łapach za to, co się dzieje na Ukrainie, to myślę, że to szybko nie nastąpi. Rosja ma ponad 600 miliardów dolarów rezerw walutowych. Na pewno z czasem to by w nich uderzyło, tylko, kto wie, jaka będzie cena ropy za trzy lata.

Nie wiadomo nawet, jaka będzie za kilka miesięcy. Ale gdy przyjrzymy się temu, co dzieje się w Rosji, to jeszcze na niższe ceny ropy nakłada się słaby rubel, który stracił w ciągu roku 13 proc. i w ostatnich dniach stracił też całkiem dużo.

- Na to też można spojrzeć z dwóch stron. Proszę spojrzeć na to, co robi w Japonii Kuroda i Abe, czyli szef Banku Centralnego i premier. Starają się oni jak najbardziej osłabić jena.

Konkurencyjność gospodarki.

- Tak, jest. Co robi Mario Draghi w Europie? Stara się jak najbardziej osłabić euro. Co robił Fed? Drukował pieniądze, żeby osłabić dolara. Wszyscy starają się osłabić swoją walutę, dlatego też, jeżeli chodzi o rubla, rzeczywiście słaby rubel pomaga eksportowi rosyjskiemu, bo za tą ropę dostaje się więcej rubli. Ona traci w dolarach, ale dostaje się więcej rubli na miejscu, w związku z tym firmy rosyjskie niekoniecznie muszą z tego powodu bardzo płakać. Hamuje import, co uderza przede wszystkim w Europę i Polskę jeszcze bardziej. Zwiększa inflację i to jest minus dla gospodarki rosyjskiej, przy założeniu, że importuje się dużo dóbr. Ponieważ oni ropy nie importują, gazu nie importują, to jak przestaną importować ostrygi, to nic wielkiego się nie stanie. Nie jest zatem to jednoznaczne z rublem, że jak on jest słaby, to jest źle.

Chyba, że będzie bunt w najwyższych partiach społeczeństwa, tych, którzy lubią kawior i ostrygi.

- Myślę, że ci z tych wyższych partii dadzą sobie radę. Mają tyle pieniędzy, że jest im naprawdę wszystko jedno. I niekoniecznie w rublach je trzymają.

No właśnie, część z nich pewnie trzyma w dolarach, wczoraj odbyło się posiedzenie Amerykańskiej Rezerwy Federalnej, o czym pan już wspomniał, wiadomo, że przez dłuższy czas stopy procentowe w Stanach nie będą rosnąć. Co to mówi nam o kondycji amerykańskiej gospodarki?

- Według mnie, w zasadzie ważne były nie same decyzje, bo one były raczej oczywiste, mniej skupu aktywów, że ten skup się skończy w październiku, że z 85 miliardów dolarów miesięcznie, które było na początku, zostało tylko 15 miliardów. W październiku będzie już zero, nie będą już kupowali, mówiąc pospolicie drukowali dolara. Teraz zostaje poziom 100 proc., który jest w dalszym ciągu zerowy. Jak słusznie pani powiedziała, jeszcze przez dłuższy czas ma być zerowy i chodziło o sformułowanie w komunikacie. Czy pojawi się, że przez dłuższy czas, czy może już w marcu podniosą stopy. Podniesienie stóp z 0 na 0,25, czy 0,5 to naprawdę nie jest katastrofa przy inflacji 1,7 proc., stopy realne są ujemne przecież. W związku, z czym wczorajsze posiedzenie Fed nic nowego w zasadzie nie wniosło. Po dużej szamotaninie indeksy wzrosły mikroskopijnie.

Jest jeszcze pytanie, jak będzie się rozkładała ta sytuacja na całym świecie. Z jednej strony Stany Zjednoczone utrzymują stopy na tym poziomie, na którym utrzymują i to przez dłuższy czas. Z drugiej strony Mario Draghi próbuje znaleźć jakiś mechanizm w Europie, żeby dodrukować pieniędzy. Jak to wpłynie na nasze portfele w Polsce?

- To jest cicha wojna walutowa. Rozumiem Japończyków, Anglików, Europejski Bank Centralny, a Amerykanów staram się zrozumieć, bo oni usiłują wyjść z tego problemu druku i podnosić stopy procentowe, ale to im umocni dolara i już bardzo go umacnia. Niektórzy mówią, że za 2-3 lata zobaczymy parytet, czyli 1 euro- 1 dolar. Ciekaw jestem jak wielkie koncerny eksportujące amerykańskie na tym wyjdą. Myślę, że wrócimy do drukowania dolara szybciej, niż nam się wydaje.

Może to byłby dobry moment na konkurencyjność dla Europy.

- O to właśnie chodzi, im słabsze euro, tym lepiej. Najbardziej cieszą się Niemcy, bo oni są krajem, który najwięcej eksportuje.

Polska gospodarka jest w gorszej kondycji ostatnio, produkcja miała rosnąć, a okazało się, że spadała i to prawie o 2 proc. Jeszcze nie zaczęliśmy na dobre przyspieszać, a już hamujemy?

- Spowolnienie jest tłumaczone remontami w zakładach produkcyjnych, ale analitycy prognozujący wzrost wiedzieli o tych remontach, więc w ten sposób nie można tego tłumaczyć. Obawiam się, że to jest czynnik, o którym mówię od dłuższego czasu, ze wszystkie sankcje rosyjsko-europejskie powodują nie tylko to, że nie są eksportowane jabłka, warzywa czy mięso. Powodują one utratę zaufania. Ciągle mówi się o zbrojeniach, wojnie. Co chwila ktoś mnie pyta, czy będzie wojna? Mówię państwu, że polsko-rosyjskiej wojny nie będzie, bo to się nikomu nie opłaca. Ale nie o to chodzi, pytają się, a co robi Polak, kiedy jest przestraszony? Mniej wydaje. Biznesmen, który miał inwestować mówi, że wstrzyma się na pół roku, aż sytuacja się wyjaśni. Mamy tego efekt. Z drugiej strony w mniejszej skali to dzieje się na zachodzie Europy, a nasza gospodarka jest bardzo powiązana z zachodnią i wynik mamy, jaki mamy, zamiast przyspieszenia w 3 i 4 kwartale zanosi się na spowolnienie i to nie jest dobry sygnał. Miejmy nadzieję, że sytuacja się uspokoi, widzę, że Rosja nie chce odpowiedzieć sankcjami na ostatnie sankcje, czeka do 30 września, wtedy ma być rewizja i być może Europa wtedy się wycofa. Widać, że Ukraina trochę się poddała, bo wschodnie regiony dostaną autonomię i może na razie to zastygnie. Jeżeli to zastygnie i nastroje się uspokoją, to mam wrażenie, że i środki unijne i środki z budżetu i odnowiony PIR z nowym prezesem, czyli Polskie Inwestycje Rozwojowe i ożywienie europejskie pomoże gospodarce Polski znowu w przyszłym roku wejść w stan poważnego ożywienia.

Radio PiN

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »