JPK kompromitacja

Blamażu koncepcji uszczelnienia VAT-u przy pomocy "instrumentów informatycznych" nie da się już ukryć.

Przypomnę, że ustawą z dnia 13 maja 2016 r. (w piątek!) nałożono na wszystkich "dużych" podatników podatku od towarów i usług skomplikowany i bardzo kosztowny obowiązek przekazywania części ewidencji prowadzonej dla jego potrzeb tylko po to, aby... następnie zwolnić istotną część z nich z tego obowiązku - zrobiono to poprzez odroczenie wykonania do końca stycznia 2017 r. Znów przypomnę, że pierwszy termin tej wysyłki minął 25 sierpnia br.

Skąd ta dobroć? Bo żaden z podmiotów sektora publicznego nie był w stanie podołać jego wykonaniu. Wszystkie pozostałe duże firmy albo nie prześlą tej informacji, albo zrobią to źle. Znów zadajmy pytanie: dlaczego? Bo jest to bardzo kosztowne zadanie, którego obsługę wyceniają firmy informatyczne na dziesiątki a nawet setki tysięcy złotych. Wszyscy dobrze wiemy, że ich praca nie ma jednak żadnego praktycznego znaczenia, bo nikt nie będzie badać przekazanych ministrowi finansów rejestrów podatkowych.

Reklama

Bo czego ma tam szukać i w jaki sposób? Potwierdziła te obawy wypowiedź przedstawiciela tego resortu, który z rozbrajającą szczerością stwierdził, że nie ma tam czego szukać ("brak słupów"), a przede wszystkim, że nie ma narzędzi, które mogłyby temu służyć.

Całość tej operacji potwierdza znany od lat obraz funkcjonowania naszego systemu podatkowego. Najpierw ktoś za niemałe pieniądze wymyśla sposób na "uszczelnienie" systemu: tu akurat liderem była jedna z zagranicznych firm doradczych, która - pod rządami liberałów - napisała na zlecenie resortu finansów opinię na temat informatyzacji aparatu skarbowego - oczywiście nie za darmo. Potem Sejm uchwalił odpowiednie przepisy, które dają zarobić podmiotom wdrażającym te pomysły w firmach. Tu głównym beneficjentem jest sektor informatyczny, ale również biznes konsultingowy. Robimy coś, co nie ma w sensie publicznym żadnego sensu, ale media powtarzają w kółko, że spowoduje to "uszczelnienie" podatków.

Z perspektywy podatników jednak świetnie widać, o co chodzi - nie będę powtarzać miażdżących ocen, które tu formułują księgowi zajmujący się VAT-em. Bo po co władzy setki tysięcy rejestrów zakupu (co miesiąc!), a w każdym z nich zaewidencjonowano po kilkadziesiąt tysięcy dokumentów, z oczywistych powodów w większości zgodnych z prawem? Po co przesyła te dziesiątki tysięcy megabajtów informacji, których resort nawet nie umie przyjąć?

Cel rzeczywisty jest jeden: na polskim ustawodawcy robi się kasę i to wielką. Państwo zostało sprywatyzowane przez biznes: banki rządzą prawem bankowym, "anderseny" - podatkowym. Tak było w liberalnej wersji naszej państwowości. Miało się to zmienić po ostatnich wyborach. Na razie resort finansów realizuje w najlepsze stare pomysły. Kiedy wreszcie zwycięży PiS na ulicy Świętokrzyskiej?

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Instytut Studiów Podatkowych
Dowiedz się więcej na temat: VAT | Jednolity Plik Kontrolny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »