Rynek "oddał" frankowiczom 16 miliardów złotych

W kwietniu wartość zadłużenia z tytułu walutowych kredytów zaciągniętych na zakup nieruchomości wyniosła 150,4 mld zł i była o 16,4 mld zł niższa niż przed rokiem. To jednak nie efekt rządowej pomocy ani łaskawości banków, ale wynik działania sił rynkowych, które sprawiły, że frank mocno potaniał. Teza, że dzięki nim problem rozwiąże się sam, jest jednak przedwczesna.

Z najnowszych danych NBP wynika, że kwiecień przyniósł największy w skali dwunastu miesięcy spadek wartości zadłużenia z tytułu mieszkaniowych kredytów walutowych od czterech lat. W maju 2013 r. "denominacja" wyniosła 18,5 mld zł. Z tej ulgi zadłużeni, głównie we frankach szwajcarskich, cieszyli się jednak tylko kilkanaście miesięcy. W styczniu 2015 r. ich zobowiązania nie tylko powróciły do poprzedniego poziomu, ale powiększyły się o dodatkowe 3 mld zł, mimo systematycznego spłacania rat kredytu. To efekt pamiętnej decyzji Banku Szwajcarii o zaprzestaniu interwencji mających na celu utrzymanie niskiej wartości franka wobec euro. Sytuacja na rynku walutowym uspokoiła się dopiero w drugiej połowie 2015 r. Od tego czasu, z niewielkimi przerwami, poprawa trwa do dziś. Te niewielkie przerwy to skutek chwilowych skoków kursu franka wobec naszej waluty, a ich efekt to wzrost wartości zadłużenia o około 4 mld zł, jak miało to miejsce na przykład w kwietniu i w grudniu ubiegłego roku.

Reklama

Choć takiego szoku, jak ten ze stycznia 2015 r. nie należy się obawiać, to jednak trwająca od kilkunastu miesięcy dobra passa może się odwrócić. Kurs franka wciąż potrafi bowiem ulegać dużym wahaniom pod wpływem różnych czynników, które trudno przewidzieć i jeszcze trudniej się przed nimi bronić. Od października do grudnia 2016 r. szwajcarska waluta podrożała z 3,9 do prawie 4,17 zł, czyli o 7 proc. Dla posiadacza kredytu o wartości 100 tys. franków oznaczało to wzrost zadłużenia o 27 tys. zł w ciągu zaledwie dwóch miesięcy. W ciągu kolejnych pięciu miesięcy powróciło ono do poprzedniego poziomu, ale to niewielka pociecha, bo przecież raty wciąż są spłacane, a kredytu nie ubywa. Perspektywa utrzymywania się takiej huśtawki przez kilkanaście lub więcej lat jest dla większości zadłużonych trudna do zaakceptowania, więc systemowe rozwiązanie problemu wciąż jest niezbędne, tym bardziej, że jego skala to nadal 150 mld zł.

Nie należy jednak zapominać o ryzyku związanym z narastającym zadłużeniem z tytułu mieszkaniowych kredytów w złotych. Choć w ich przypadku nie ma zagrożenia wynikającego z niekorzystnych zmian kursowych, to jednak niebezpieczny może stać się wzrost wysokości rat, związany ze wzrostem stóp procentowych. Mimo deklaracji Rady Polityki Pieniężnej, że ich wysokość nie ulegnie zmianie jeszcze przez kilkanaście miesięcy, to jednak w dłuższej perspektywie taki ruch jest nieunikniony. Warto o tym pamiętać, podejmując decyzję o zaciągnięciu kredytu, której skutki będą odczuwalne przez wiele lat. Tymczasem zadłużenie z tego tytułu wciąż rośnie. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy zwiększyło się o prawie 23 mld zł, przekraczając w kwietniu poziom 250 mld zł, a w ciągu dwóch lat wzrost sięga 45 mld zł. W skali roku kwota zadłużenia rośnie o około 10 proc., mimo spłaty rat wcześniej zaciągniętych zobowiązań.

Roman Przasnyski

główny analityk GERDA BROKER

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »