Polska ratyfikuje poprawkę dauhańską ws. redukcji CO2

Polska rozpoczęła proces ratyfikacji poprawki dauhańskiej do Protokołu z Kioto - poinformowało PAP źródło zbliżone do sprawy. Tym samym Polska na arenie ONZ potwierdzi, że zredukuje emisje CO2 o 20 proc. do 2020 r. Dwa lata temu prezydent Andrzej Duda zawetował jednak ustawę w tej sprawie.

"Polska rozpoczęła proces ratyfikacji poprawki dauhańskiej do Protokołu z Kioto do Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych ws. zmian klimatu. Poprawka wyznacza prawnie wiążące zobowiązania dot. redukcji emisji (CO2 - PAP) dla stron Protokołu. Tzw. drugi okres rozliczeniowy Protokołu z Kioto zapewnia ciągłość międzynarodowej współpracy w zakresie zmian klimatu do czasu, aż wejdą w życie zobowiązania w ramach Porozumienia paryskiego (mają zacząć obowiązywać od 2020 r. - PAP)" - przekazało PAP źródło.

Jak dodało, ratyfikacja poprawki dauhańskiej przez Polskę "pozytywnie przyczyni się do procesu negocjacji zasad wdrażania porozumienia paryskiego oraz wzmocni wiarygodność Polski w UE i na forum globalnego procesu współpracy w dziedzinie klimatu".

Reklama

Aby wyjaśnić znaczenie poprawki dauhańskiej, należy przypomnieć historię negocjacji globalnego porozumienia klimatycznego, które ma zastąpić Protokół z Kioto i zacząć obowiązywać po 2020 r. Zawarty w 1997 roku Protokół z Kioto zobowiązał swoich sygnatariuszy do redukcji emisji w latach 2008-2012 emisji gazów cieplarnianych o co najmniej 5 proc. w porównaniu z poziomami z roku 1990. Polska w ramach tego protokołu zredukowała emisję CO2 o ponad 30 proc.

Pierwotnie pierwsze po Kioto globalne porozumienie miało zostać zawarte na szczycie klimatycznym w Kopenhadze w 2009 r. Państwa miały się tam zobowiązać do zmniejszenia do 2050 r. globalnej emisji CO2 o 50 proc. w stosunku do poziomu z 1990 r. Szczyt zakończył się jednak fiaskiem, ograniczono się w nim do zapisu, że działania na rzecz zmniejszenia emisji powinny być wystarczające, by wzrost temperatury na świecie do 2050 r. nie przekroczył 2 st. C w porównaniu z epoką przedindustrialną.

Po fiasku tego porozumienia w 2012 r. w Doha (w stolicy Kataru) państwa porozumiały się, że Protokół z Kioto ma obowiązywać do końca 2020 r. (tzw. drugi okres rozliczeniowy), a nowa umowa klimatyczna miała zostać zawarta w 2015 r. Do respektowania tzw. poprawki dauhańskiej, zobowiązała się w praktyce tylko Unia Europejska, ze swoimi zobowiązaniami redukcyjnymi do 2020 r. Chodzi o pakiet klimatyczno-energetyczny zakładający redukcję emisji CO2 o 20 proc.

Wynegocjowane w grudniu 2015 r. podczas szczytu klimatycznego w Paryżu globalne porozumienie klimatyczne jest pierwszą umową międzynarodową zobowiązującą wszystkie państwa do działań na rzecz ochrony klimatu. Jej głównym celem jest utrzymanie wzrostu globalnych średnich temperatur na poziomie znacznie mniejszym niż 2 st. C w stosunku do epoki przedindustrialnej i kontynuowanie wysiłków na rzecz ograniczenia wzrostu temperatur do 1,5 st. C. Nowa globalna umowa klimatyczna zacznie obowiązywać od 2020 r, natomiast w przyszłym roku na szczycie klimatycznym w Katowicach mają zostać wyznaczone konkretne kierunki jej realizacji.

Jeżeli ratyfikujemy poprawkę dauhańską, to de facto potwierdzimy na arenie międzynarodowej zobowiązanie Polski do redukcji emisji CO2 o 20 proc. do 2020 r., zgodnie z unijnym pakietem klimatyczno-energetycznym.

Dwa lata temu, pod koniec rządów koalicji PO-PSL prezydent Andrzej Duda zawetował jednak ustawę w tej sprawie. "Związanie Rzeczypospolitej Polskiej umową międzynarodową, która poprzez nakładane zobowiązania wpływa na funkcjonowanie gospodarki i wiąże się z kosztami społecznymi powinno być poprzedzone szczegółową analizą skutków prawnych i ekonomicznych, w tym w ramach postępowania ustawodawczego poprzedzającego podjęcie decyzji przez Sejm w sprawie ustawy wyrażającej zgodę na ratyfikację umowy międzynarodowej.

W opinii Prezydenta RP w trakcie prac ustawodawczych skutki te nie zostały dostatecznie wyjaśnione" - głosił ówczesny komunikat Kancelarii Prezydenta. Politycy PiS z kolei mówili, że poprawka z Dauhy jest próbą usankcjonowania unijnego pakietu klimatyczno-energetycznego w prawie ONZ.

...............................

Co z deputatami węglowymi?

Posłowie PO skrytykowali projekt wypłaty emerytom górniczym 10 tys. zł rekompensaty za utracony deputat węglowy, oceniając, że tym jednorazowym świadczeniem rząd chce zlikwidować deputat. Resort energii odpiera zarzuty mówiąc, że rząd rozwiązuje problem, który powstał za rządów PO.

W piątek ministrowie: energii Krzysztof Tchórzewski oraz rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki poinformowali w Sejmie, że ok. 235 tys. rodzin emerytów górniczych dostanie jeszcze w tym roku po 10 tys. zł netto jako rekompensatę za utracone deputaty węglowe, czyli uprawnienie do określonej ilości bezpłatnego węgla rocznie.

Będzie to kosztować budżet państwa 2 mld 350 mln zł. Poselski projekt ustawy w tej sprawie trafił już do Sejmu, planowana jest też stosowna nowelizacja tegorocznej ustawy budżetowej.

Podczas poniedziałkowej konferencji prasowej w Katowicach do rządowych zapowiedzi odnieśli się posłowie PO: Krzysztof Gadowski, Paweł Bańkowski i Andrzej Czerwiński.

Przypomnieli, że w ciągu minionych blisko dwóch lat parlamentarzyści Platformy składali liczne interpelacje poselskie w sprawie deputatów emeryckich, a prace nad rozwiązaniem tego problemu przedłużały się. W marcu ubiegłego roku do Sejmu trafił obywatelski projekt ustawy w tej sprawie, który po pierwszym czytaniu w czerwcu 2016 r. nie był dalej procedowany.

Posłowie Platformy oceniają, że proponowana kwota 10 tys. zł rekompensaty jest w istocie ceną za likwidację deputatu dla emerytów górniczych, podczas gdy - jak mówili - taki deputat nadal otrzymują emeryci kolejowi. Natomiast emeryci górniczy mieliby, po otrzymaniu jednorazowej rekompensaty, nie dostawać już ekwiwalentu za deputat w przyszłości.

"10 tysięcy srebrników na likwidację ekwiwalentu pieniężnego (...) za węgiel, który należy się emerytom" - mówił pos. Krzysztof Gadowski, wskazując, że PO czeka na upublicznienie konkretnego projektu ustawy, przygotowanego przez PiS. Ocenił, że zasadna byłaby rekompensata za lata, kiedy deputat nie był wypłacany, ale nie jego likwidacja w zamian za jednorazowe świadczenie. "Likwidacja deputatu nie była celem ani naszym, ani tych, którzy zebrali prawie 130 tys. pod projektem obywatelskim" - podkreślił poseł.

Komentując wystąpienie posłów PO wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski wyraził zdziwienie, że posłowie PO w ogóle zabierają głos w tej sprawie. - Przecież to Platforma (...) niemal doprowadziła sektor węgla kamiennego do upadłości - wszyscy widzieliśmy, co działo się w latach 2013-2015; przecież to poprzedni rząd dopuścił do wypowiedzenia należnych prawnie świadczeń, które górnicy-emeryci otrzymywali - zapowiedział wiceminister podczas briefingu prasowego w Katowicach.

- My przejęliśmy pewne zobowiązania za poprzedników. Dzisiaj dużym wysiłkiem (...) skonstruowaliśmy ustawę, aby w jakiś sposób zadośćuczynić tym, którzy od 2012 r. tego świadczenia nie posiadają (...). Staraliśmy się zadośćuczynić, aby tę kwestię pozytywnie rozstrzygnąć dla byłych pracowników sektora węgla kamiennego - dodał Tobiszowski, przypominając, że to w okresie rządów koalicji PO-PSL pozbawiono emerytów górniczych należnych im świadczeń.

"Oni (politycy PO - PAP) dzisiaj próbują to krytykować? Współczuję, że w życiu publicznym mamy osoby, które jakby oderwały się od rzeczywistości. Dużym wysiłkiem realizujemy coś, co zostawili nam poprzednicy - bałagan w sektorze, odebrane słuszne świadczenia (deputat); my dzisiaj to realizujemy, a ktoś mówi, że to są srebrniki?

To jest brak szacunku do pełnienia funkcji posła, brak szacunku do społeczności, która wybrała (posła) do parlamentu, brak szacunku do sektora węgla kamiennego, brak szacunku dla emerytów. Nie rozumiem i nie zrozumiem tego; ktokolwiek ma zdrowe podejście do rzeczywistości, nie jest w stanie tego pojąć" - skomentował wiceszef resortu energii, podkreślając skalę i koszty przedsięwzięcia, jakim będzie wypłata 10-tysięcznych rekompensat.

"Ustawa w przyszłym tygodniu będzie procedowana, mam nadzieję, że nie powinno być tutaj opóźniania przez opozycję. Wręcz przeciwnie, opozycja powinna być rada, bo pytali posłowie opozycji nie raz o tę ustawę (...). Myślę, że partie opozycyjne poprą ten wniosek, tę ustawę, a więc tutaj nie powinniśmy mieć problemu" - mówił wcześniej Tobiszowski na antenie Polskiego Radia Katowice.

Problemy z emeryckimi deputatami rozpoczęły się w 2012 r., kiedy szukające oszczędności spółki węglowe zaczęły wypowiadać prawo do deputatu węglowego dla emerytów i rencistów. W efekcie ci emeryci, wobec których zobowiązania przejęło państwo, nadal dostają deputat, a ci, którzy powinni otrzymywać świadczenia od spółek węglowych, zostali go pozbawieni. Obecnie jest siedem różnych sposobów realizacji tego należnego emerytom świadczenia. Likwidacja bądź zawieszenie prawa do deputatu węglowego dla uprawnionych emerytów i rencistów kopalń czynnych - jak wskazywali prawnicy - byłyby działaniem o charakterze nierównego traktowania, stanowiącym o naruszeniu zasad konstytucyjnych.

Podczas poniedziałkowej konferencji prasowej w Katowicach posłowie PO mówili też, że cena węgla dla indywidualnych odbiorców wzrosła w porównaniu z ubiegłym rokiem o ok. 20 proc., a w szczycie sezonu grzewczego cena węgla gatunku "orzech" może nawet przekroczyć tysiąc zł za tonę.

Jak mówił pos. Paweł Bańkowski, wprowadzone normy dla kotłów grzewczych także wpłyną na wzrost cen paliwa węglowego. Ocenił, że polscy producenci węgla nie są obecnie w stanie sprostać zapotrzebowaniu na tzw. ekogroszek, wymagany do kotłów najnowszej generacji.

B. minister Skarbu Państwa, poseł PO Andrzej Czerwiński, komentując dotychczasowe działania rządu w sferze górnictwa i energetyki, ocenił, że "program PiS-u dla górnictwa zmierza do likwidacji węgla w Polsce". Argumentował, że wciąż nie ma polityki energetycznej państwa ani tzw. miksu energetycznego.

Wskazał, że do górnictwa "wpompowano" miliardy złotych z energetyki, bez odpowiednich działań w sferze kosztów. Jego zdaniem rząd nie reaguje też odpowiednio na obowiązujące i projektowane regulacje unijne, m.in. tzw. pakiet zimowy, lekceważąc podjęte zobowiązania energetyczno-klimatyczne.

"Te dwa lata, które są za nami, to jest czas stracony dla górników, czas stracony dla naszych obywateli, dla konsumentów energii, bo rachunki za energię teraz rosną" - zapowiedział pos. Czerwiński. Wskazał również na rosnący import węgla, również z Rosji.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: pakiet klimatyczny | emisje CO2 | CO2
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »