Długi cień Bismarcka - dlaczego emerytury będą coraz niższe?

Jeśli tendencje demograficzne i społeczne się nie zmienią, zamiast emerytury, młodych czeka praca do końca życia - uważa Anna Wicha, dyrektor generalna Adecco Poland.

Według najnowszych danych, w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych może zabraknąć nawet 63 mld zł na wypłatę emerytur w 2018 r. Na przyczyny takiego stanu rzeczy składają się niekorzystne czynniki demograficzne oraz rosnąca długość życia.

Duch Żelaznego Kanclerza

Zaproponowany w 1881 r. przez Ottona von Bismarcka system zabezpieczeń emerytalnych zakłada, że po osiągnięciu odpowiedniego wieku obywatelom wypłacana jest pensja, która umożliwia im życie mimo spadającej zdolności do dalszej pracy.

- Był to wynalazek w swoich czasach wprost genialny. W epoce Bismarcka mało kto dożywał 70 lat, czyli wieku przejścia na emeryturę. Co więcej, ludzie mieli wówczas znacznie więcej dzieci, które poprzez swoją pracę i płacone podatki były w stanie składać się na utrzymanie starszych członków społeczeństwa - komentuje Anna Wicha. - System zaczął trzeszczeć, gdy średnia spodziewana długość życia rosła, a liczba dzieci na rodzinę malała.

Reklama

Według danych zgromadzonych przez Clio Infra, organizację powołaną przez Netherlands Organisation for Scientific Research, średnia spodziewana długość życia w Niemczech wynosiła w 1885 r. nieco ponad 39 lat. W 1925 r. było to już ponad 57 lat, a w 2015 r. - ponad 81 lat.

- Świat poszedł do przodu, a w kwestii emerytur wiele krajów nie wymyśliło nic nowego. Zadłużenie rośnie, a wysokość świadczeń spada - komentuje Anna Wicha - Z tego względu poszukiwany jest nowy model, który pozwoli utrzymać świadczenia socjalne i jednocześnie nie rozsadzi samego systemu.

Bez Bismarcka

Fakt, że rozwiązania opracowane w XIX wieku w Prusach dominują w Europie, nie oznacza, że na świecie nie ma funkcjonujących systemów, gdzie tak się nie dzieje. Przykładem jest Singapur, oceniany jako posiadacz jednego z najlepszych programów emerytalnych w Azji.

- Rząd Singapuru wychodzi z założenia, że każde pokolenie musi samo na siebie zarobić i jak do tej pory to się sprawdza. Mieszkańcy sami odkładają na swoje emerytury, odprowadzając składki od wynagrodzeń oraz w ramach indywidualnych kont emerytalnych - tłumaczy Anna Wicha. - Co więcej, mają prawo zgromadzone środki wypłacić w dowolnym momencie życia, aby za zebrane pieniądze kupić mieszkanie lub pokryć koszty specjalistycznego leczenia.

Ekspertka podkreśla jednak, że nawet Singapur ze swoją doktryną samowystarczalności i samodzielności stoi przed wyzwaniem, jakim są zmiany demograficzne.

- Singapurczycy mają jeden z najlepszych systemów opieki zdrowotnej na świecie, co powoduje, że są zdrowi i długowieczni. W rezultacie, choć całe życie pracują i gromadzą środki, to muszą one wystarczyć na dłużej. Jednocześnie wysokie koszty życia powodują, że z bieżącej pensji trudno jest odłożyć cokolwiek więcej z myślą o emeryturze - mówi Anna Wicha. - W tym przypadku problemem nie jest niska dzietność, a raczej przekonanie ludzi, by nie sięgali po swoje środki za wcześnie.

Według ekspertki, system Singapuru jest o tyle interesujący, że zachęca ludzi do dłuższej pracy oraz daje poczucie odpowiedzialności za własny los.

- Dużą wartością tego rozwiązania jest budowanie świadomości znaczenia, jakie ma regularne oszczędzanie. Takie systemy, jak polski budują iluzję, że emerytura tak czy owak się należy i ona będzie - komentuje Anna Wicha. - Oczywiście będzie. Pytanie, jakiej wysokości i w jakim stopniu możliwe będzie utrzymanie dotychczasowego standardu życia.

Według symulacji przeprowadzonych przez ZUS w 2015 r. dla pokolenia 30-latków emerytura wynosić będzie około 35 proc. ostatniej wypłaty . Dla osób, które nie zebrały odpowiednich oszczędności lub nie zabezpieczyły swojej przyszłości w inny sposób, będzie to oznaczało gwałtowną obniżkę jakości życia.

Pułapka demograficzna

Zdaniem ekspertki to właśnie demografia jest podstawową przyczyną problemów wszystkich systemów emerytalnych.

- Być może trzeba wreszcie głośno powiedzieć, że w krajach rozwiniętych, gdzie funkcjonują rozbudowane systemy emerytalne, posiadanie dzieci po prostu przestało się opłacać - wskazuje Anna Wicha. - Dopiero w 1819 r. uchwalono w Wielkiej Brytanii prawo, które ograniczało długość pracy dziewięcioletnich dzieci do najwyżej 16 godzin na dobę - wskazuje ekspertka. - Wychowanie i wykształcenie dziecka to ogromny wydatek, dlatego rodzice coraz częściej decydują się, by mieć jedno, najwyżej dwoje. Dla systemu emerytalnego stworzonego w czasach, gdy ludzie mieli więcej dzieci i żyli znacznie krócej, taka sytuacja jest katastrofą - podsumowuje Anna Wicha.

Źródło: The Adecco Group

Dowiedz się więcej na temat: system emerytalny | demografia | wysokość emerytur | emerytura
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »