"Dołożenie należytej staranności" w rozliczaniu VAT-u może rodzić podejrzenie popełnienia pospolitego przestępstwa

Według oficjalnych zapowiedzi, do końca października br. resort finansów zobowiązał się do opracowania zasad postępowania charakteryzujących "zachowanie należytej staranności" przez podatników podatku od towarów i usług. Miał to być jakiś "kodeks dobrych praktyk", czyli coś co nie ma jakiegokolwiek znaczenia prawnego, podobnie jak np. komunikat prasowy.

Ponoć "resort jest przeciwny" wydawaniu w tej sprawie interpretacji ogólnej, czy też ogólnych objaśnień, bo dają one zainteresowanym jakieś pozory praw ochronnych przy przypadku dostosowania się do określonych w nich wymogów. Idzie więc o to, żeby określić kryteria zachowania owej "należytej staranności", które nie mają żadnego znaczenia.

Już to powinno z najgłębszych niepokojem obserwować podjęte w tej sprawie działania, a zwłaszcza zadać pytanie o wiarygodność tego rodzaju dokumentów. Po co inicjować publiczną dyskusję na temat działań, które z istoty nie mogą rozwiązać jakiegokolwiek problemu ani w interesie publicznym, ani w interesie uczciwych obywateli? Może jest to wynikiem naiwności lub brakiem zrozumienia problemu? Może.

Reklama

Ale jest to kolejny niepokojący przypadek podobny do zablokowania przez ponad dwa lata wprowadzenia tzw. podzielonej płatności dla potrzeb tego podatku i przekazanie do Sejmu fasadowej, z istoty martwej wersji tej koncepcji, która posłuży kompromitacji tej idei. Potwierdza je ochocze przyłączenie się o opracowanie tychże "zasad należytej staranności" firm, które przez ostatnie dziesięć lat walnie przyczyniły się do destrukcji podatku od towarów i usług, "dynamicznego rozwoju" oszustw podatkowych i "cywilizacji tego podatku", czyli umożliwienia wyłudzania jego zwrotów.

Najważniejsze jest to, że istota kryteriów owej "należytej staranności" jest postawiona na głowie. Istotą działalności gospodarczej jest ryzyko transakcyjne: może przypomnieć autorom nonsensów opowiadających o "należytej staranności", że są rynki, na których z istoty kontrahent nie jest znany nabywcy zanim nie dojdzie do transakcji, bo działają one w formie swoistych giełd lub licytacji. Na większości rynków sprawdzenie tego, z kim zadaje się nasz kontrahent, jest niemożliwe, bo to należy do jego tajemnicy handlowej.

W przypadku typowych produktów (np. paliwa) lub oznaczonych co do tożsamości (np. pojazdy) można ustalić producenta i to z dość z dużą dokładnością. Natomiast z reguły nie można sprawdzić kto był dostawcą mojego dostawcy, czyli przez ile rąk przeszedł ten towar, a to z punktu koncepcji "należytej staranności" ma podstawowe znaczenie: wystarczy, aby jeden z poprzedników okazał się "słupem", by kontrolowany podmiot utracił prawo do odliczenia, a on może tylko bronić się dowodem, że:

- nie wiedział, że uczestniczy w oszustwie, oraz

- nie mógł o tym wiedzieć, mimo że dołożył przy sprawdzeniu tej transakcji owej mitycznej "należytej staranności".

Musimy więc odpowiedzieć na pytanie, co to znaczy "wiedzieć", że uczestniczy się w oszustwie. Są to trzy przypadki:

a) podatnik, czyli również jego wszyscy jego pracownicy, nie mają pojęcia, że żyją w Unii Europejskiej, nie wiedzą o powszechnie występujących oszustwach podatkowych i niczego i nikogo nie podejrzewaja kupując towary: ich wyobrażenie o świecie zapełniają nieskazitelnie uczciwi kontrahenci, którym nawet do głowy nie przyszło, że są jakieś szwindle podatkowe,

b) podatnik wie, gdzie żyje i podejrzewa, że na jego rynku występują oszuści, ale mimo to podejmuje ryzyko zakupu lub sprzedaży towaru, godząc się z ewentualnym udziałem w oszustwie,

c) podatnik wie z kim ma do czynienia i w czym uczestniczy, bo mając wiedzę o swoim rynku ma pewność, że nie ma tak dużego popytu na dane towary, a jedynym sensem "lewych" transakcji jest wyłudzenie zwrotu podatku lub nienależnego odliczenia.

Bezspornie tylko w pewnym przypadku podatnik spełnia warunek "braku wiedzy" o udziale w oszustwie. W pozostałych dwóch przypadkach wie co robi, co oznacza, że również zasadnie podejrzewa, że w nich uczestniczy lub jednocześnie godzi się na skutek przestępny. Jego działania, mające cechy "należytej staranności", nie mają tu jednak żadnego znaczenia, bo przecież wiedział co robi. I tu dochodzimy do istoty absurdu całości owej koncepcji: przecież ten, kto wie lub zasadnie podejrzewa, nie może jednocześnie nie wiedzieć, z czym ma do czynienia. Biorąc pod uwagę stan świadomości na temat skali patologii wspólnotowej wersji podatku od towarów i usług w zasadzie każdy podatnik powinien z najdalej idącą podejrzliwością traktować nowopoznanych kontrahentów, bo przecież mogą być uwikłani w oszustwa podatkowe. A to oznacza, że zakres zastosowania przesłanki "dochowania należytej staranności" ogranicza się do marginalnych przypadków, o których była mowa w pkt 1). Tylko niezbyt rozgarnięty podatnik, który nie wie gdzie żyje, może powoływać się na brak świadomości uczestnictwa w oszustwie i tylko on - pod warunkiem, że dochował owej staranności - odzyska prawo do odliczenia lub zwrotu, mimo że nie wystąpił tu nawet podatek naliczony.

W przypadkach, o których mowa w pkt 2) i 3), świadomy zamiar uczestnictwa w oszustwie podatkowym może być jednocześnie przesłanką powstania odpowiedzialności karnej i karnoskarbowej z tytułu użycia (posłużenia się) sfałszowaną fakturą. Każdy kto wie lub podejrzewa, że odliczać będzie podatek naliczony od tego rodzaju faktury, godzi się ze skutkiem w postaci popełnienia przestępstwa z winy umyślnej, a gorliwa staranność w sprawdzaniu tych faktur będzie istotną poszlaką potwierdzającą działanie z winy umyślnej. Nonsens? Bynajmniej, aby go usunąć muszą pojawić się:

a) ustawowe zasady weryfikacji transakcji, których przestrzeganie będzie gwarantować odliczenie lub zwrot podatku, mimo że nawet nie było podatku naliczonego,

b) dochowanie tych powyższych warunków musi ustawowo gwarantować:

- niekaralność karnoskarbową w rozumieniu art. 62 KKS,

- niekaralność w rozumieniu art. 270 a i 271 a KK, gdyż najczęściej odliczenie ze sfałszowanej faktury jest od dnia 1 marca 2017 r. również przestępstwem pospolitym.

Wprowadzenie więc jakiegoś "kodeksu dobrych praktyk" w przypadku gdy czyn może mieć znamiona przestępstwa pospolitego, świadczy tylko o niezrozumieniu problemu lub odwracaniu uwagi od prawdziwych przyczyn powstania oszustw "karuzelowych" w tym podatku. Wiemy, że upowszechniono je przenosząc z innych, bardziej "cywilizowanych" niż my państw UE, jako "nowoczesne metody optymalizacji podatkowej". Jeszcze przed dwoma laty jawnie oferowano te "usługi". Aby więc je świadczyć trzeba mieć kontakty międzynarodowe, a zwłaszcza móc utworzyć sieć fikcyjnych podmiotów w wielu państwach UE. Wiadomo również, kto oferował i obsługiwał te operacje. Aby więc odróżnić podatników, którzy rzeczywiście w sposób nieświadomy dali się wplątać w te oszustwa, od świadomych uczestników, wystarczy sprawdzić listy klientów tych, którzy swoiście optymalizowali "podatek od towarów i usług".

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Instytut Studiów Podatkowych
Dowiedz się więcej na temat: UE | optymalizacja podatkowa | VAT
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »