"Spokojna" wyprzedaż

Rynek w USA nie często spada o około 4 proc., a kiedy do tego dochodzi, w posadach trzęsą się wszystkie parkiety na świecie. Dzisiejsza sesja miała miejsce po sporej przecenie w USA, więc jej wynik z góry wydawał się przesądzony. Z drugiej jednak strony, w przypadku obligacji i walut panował zadziwiający spokój. To dość niecodzienna sytuacja, szczególnie w porównaniu do poprzednich sesji, kiedy zmiany cen akcji i obligacji były ze sobą silnie powiązane.

Rynek w USA nie często spada o około 4 proc., a kiedy do tego dochodzi, w posadach trzęsą się wszystkie parkiety na świecie. Dzisiejsza sesja miała miejsce po sporej przecenie w USA, więc jej wynik z góry wydawał się przesądzony. Z drugiej jednak strony, w przypadku obligacji i walut panował zadziwiający spokój. To dość niecodzienna sytuacja, szczególnie w porównaniu do poprzednich sesji, kiedy zmiany cen akcji i obligacji były ze sobą silnie powiązane.

Mowa o wzroście rynkowych stóp procentowych, który z końcem minionego tygodnia wystraszył inwestorów na rynku akcji. Od wtorku widać jednak stabilizację kosztu pieniądza, a przecena w akcyjnym obszarze tylko nabrała tempa. Co jeszcze ciekawsze, pogorszenie klimatu wokół akcji nie doprowadziło do umocnienia dolara, gdyż ten od wczoraj się wręcz osłabia. Nie tracą także waluty rynków wschodzących, których słabość była źródłem sierpniowych spadków. Niespecjalnie straszyły również Włochy, którym udało się dzisiaj sprzedać swoje obligacje. De facto więc żadne z dotychczas wskazywanych bolączek inwestorów nie były specjalnym bodźcem do spadków.

Reklama

Te przybrały jednak formę samonapędzającego się mechanizmu i wystarczyć mógł skromny impuls, by wywołać lawinę. Bodźcem mogły być ostrzegające komentarze szefów Banku Światowego oraz Międzynarodowego Funduszy Walutowego. Oboje wskazywali na ryzyko spowolnienia tempa wzrostu gospodarczego, czy wysokich wycen akcji. Niby nic odkrywczego, ale klimatowi inwestycyjnemu to nie pomagało, podobnie jak opublikowane wcześniej nowe prognozy MFW. Kumulacja wyprzedaży miała miejsce wczoraj na Wall Street, czyli dotychczas najsilniejszym parkiecie, który najdłużej opierał się spadkom. Teraz jednego dnia w szybkim tempie oddane zostały wzrosty wygenerowane od lata.

Zniżki koncentrowały się na spółkach technologicznych, czyli gwiazdach hossy prowadzonej od 2009 roku. Na wartości traciły jednak praktycznie wszystkie spółki, nawet te o defensywnym charakterze. W konsekwencji morze czerwieni zalało najpierw parkiety azjatyckie, a później doprowadziło do niskich otwarć w Europie. Bardzo podobnie zachowywała się GPW. Przecena na starcie zachęciła kupujących, co doprowadziło do odreagowania. To okazało się jednak krótkotrwałe i ostatecznie indeks WIG20 stracił 1,7 proc. Ponad 1 proc. traciły także małe i średnie spółki, których indeksy zbliżyły się, bądź poprawiły tegoroczne minima. Taki wynik sesji optymizmu budzić nie może, choć zastanawiać powinien stoicki wręcz spokój na rynku obligacji i walut.

Wyglądało to tak, jakby akcje jedynie korygowały wcześniejsze wygórowane wyceny, ale nie dyskontowały osłabienia gospodarczego. Problem w tym, że wysokie wyceny w praktyce ograniczają się tylko do rynku amerykańskiego i polskiego z pewnością nie obejmują. Stare powiedzenie jednak głosi, że jak "Ameryka kichnie, to cały świat łapie grupę". A Wall Street z pewnością "kichnęła".

Łukasz Bugaj

DM BOŚ S.A.
Dowiedz się więcej na temat: giełdy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »