Wybory w USA i rynki - co dalej?

Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump zdążył już nazwać wtorkową noc "olbrzymim sukcesem", ale fakty są takie: Demokraci mają solidną większość w Izbie Reprezentantów, natomiast Republikanie utrzymali Senat, powiększając nieznacznie swoją przewagę.

"Niebieska fala" poparcia dla Demokratów jednocześnie miała i nie miała miejsca. Wyniki wyborów powszechnych, głównie wśród ludzi z wyższym wykształceniem oraz kobiet, powinny, uśredniając, przemawiać na korzyść Demokratów (ponad 9%, a policzono już znaczącą część głosów w całym kraju).

Jednak przewaga w Izbie Reprezentantów nie zaznaczyła się tak wyraźnie, jak to zdarzało się niekiedy podczas wyborów środka kadencji. Co więcej, umocnienie przewagi Republikanów w Senacie pozostawia Kongres podzielonym. Jest to, mimo wszystko, znaczny sukces Demokratów, partii, która nie posiada żadnego ogólnonarodowego programu.

Reklama

Nowa Demokratyczna większość w amerykańskiej Izbie Reprezentantów oznaczać będzie...

Nową lider większości - prawdopodobnie zostanie nią Nancy Pelosi. Jest twarda i doświadczona, ale brak jej charyzmy, która powinna cechować twarz "oporu Demokratów".

Zmiany na fotelach przewodniczących 13 komisji, wliczając w to sądownictwo oraz bankowość (oczekujemy, że będzie skutkować to uchyleniem deregulacji - co źle odbije się na bankach i rozpocznie ponowną walkę o ceny leków).

Zmiana, wprowadzona w ostatniej chwili przez Republikanów, a która umknęła powszechnej uwadze, daje przewodniczącemu komisji prawo do stawiania wezwań mimo braku zgody większości jej członków. Demokraci zaznaczają, że zamierzają korzystać z tego przywileju. Za cel mogą postawić sobie przyjrzenie się zwrotom podatkowym Donalda Trumpa lub jego operacje na rynku nieruchomości.

Demokratyczna większość w Izbie Reprezentantów będzie stała na przeszkodzie realizacji konserwatywnych założeń administracji Trumpa, nie należy więc oczekiwać nowych cięć podatkowych lub bardziej kompleksowych zmian w prawie.

Demokracji zaznaczają, że będą "pracować" z Trumpem, jeśli rezultaty takiej pracy przysłużą się Ameryce - głównie w zakresie infrastruktury (co nie może się udać, biorąc pod uwagę fakt, że ciężar fiskalny spoczywać będzie na władzach stanowych) oraz niewielkich cięć podatkowych, ale tylko jeśli kolejne spowolnienie przyjdzie przed wyborami w roku 2020.

Moje wnioski

Demokraci odnieśli zwycięstwo wymagane, aby ponownie rozpocząć kampanię na rok 2020. Jednak partia ta nie ma wizji i musi zacząć definiować się czymś więcej niż tylko hasłami sprzeciwu wobec polityki Trumpa.

Zatrzymano rozpęd konserwatywnych zmian wprowadzanych przez Trumpa.

USA jest bardziej podzielone niż kiedykolwiek, a obie partie mają poważne - i to bardzo - problemy z określeniem własnej tożsamości: Republikanie przeżywają wzloty i upadki zależnie od sukcesów i porażek Donalda Trumpa, nie umiejąc przy tym przekonać do siebie rozrastających się grup demograficznych, zwłaszcza najliczniejszej generacji w Ameryce - millenialsów.

Demokraci zaś nie mają żadnego prawdziwego programu i nie potrafią zdecydować czy dać ponieść wewnętrznym tendencjom centrowym, czy też postawić na progresywność (socjaldemokracja spod znaku Berniego Sandersa).

Reakcje rynków

Kontrakty terminowe w górę - "oddech ulgi" może zaowocować wzrostami Nasdaq i S&P 500 w ciągu następnych 48 godzin.

Sektor bankowy i farmaceutyczny może radzić sobie gorzej...

Dolar - bez wpływu.

Co warto mieć na uwadze

Trump i Chiny. Jego zdolność do przeprowadzania fiskalnej ekspansji zmalała, a w najbliższym czasie skupi się na własnej reelekcji, czyli na temacie anty-imigracji oraz uderzania w Chiny.

Wybory środka kadencji charakteryzuje silna "sezonowość" - poprzedza je zwykle największe spowolnienie, a kolejne 12 miesięcy zwykle cechują wzrosty.

Nie zapominajmy też o naszych "Czterech Jeźdźcach":

1) Ilość pieniędzy - spada

2) Koszt pieniądza - rośnie

3) Cena energii - rośnie

4) Ryzyko polityczne - rośnie

Ponadto...

Dobre wieści są takie, że nowy Parlament stanowi lepszy przekrój amerykańskiego społeczeństwa i zasiądą w nim:

- pierwsza muzułmańska kongresmenka

- pierwsza kongresmenka będąca imigrantką z Somalii

- pierwszy otwarcie homoseksualny gubernator

- najmłodsza w historii członkini kongresu.

Wtorkowa noc przejdzie do historii.

Steen Jakobsen, Główny Ekonomista i CIO Saxo Banku

We wtorkowych wyborach do amerykańskiego Kongresu Partia Demokratyczna przejęła od Republikanów kontrolę nad Izbą Reprezentantów, ale ci drudzy utrzymali większość w Senacie, wynika z ogłoszonych do tej pory rezultatów.

Takie rozstrzygnięcie nie jest zaskoczeniem, gdyż wskazywała na to większość przedwyborczych sondaży i symulacji. Oznacza ono, że prezydentowi Donaldowi Trumpowi znacznie trudniej będzie przeforsowywać w Kongresie swój program, ale z drugiej strony nie było żadnej "niebieskiej fali" (niebieski to kolor Partii Demokratycznej), która według niektórych miała zalać Kongres. Utrzymanie przez Republikanów Senatu znaczy również, że procedura impeachmentu prezydenta, o której czasem wspominali bardziej radykalni Demokraci, nie ma żadnych szans.

Partia Republikańska przystępowała do wyborów, mając większość w obu izbach Kongresu (dysponowała nią od wyborów z 2014 r.), ale biorąc pod uwagę bardzo polaryzujący społeczeństwo styl prezydenta oraz niezbyt wysoki - nieznacznie przekraczający 40 proc. - odsetek aprobaty dla jego działań, mało kto uważał, że jest ona w stanie obronić stan posiadania.

Według ogłoszonych dotychczas rezultatów Demokraci mają już 222 mandaty w Izbie Reprezentantów, czyli przekroczyli barierę 218, która jest potrzebna do większości, a Republikanie - 199. Jeśli chodzi o poszczególne okręgi, szczególnie niepokojąca z punktu widzenia Trumpa jest utrata netto trzech mandatów w Pensylwanii (Demokraci cztery przejęli, ale jeden stracili), który to stan tradycyjnie jest jednym z wahających się (swing state) i ma dużą liczbę głosów elektorskich w wyborach prezydenckich.

Wygrana w Pensylwanii była jednym z kluczy do wyborczego sukcesu Trumpa w 2016 r. Prawdopodobnie po dwa mandaty Republikanie stracą również w dwóch innych stanach, które istotnie przyczyniły się do zdobycia przez niego Białego Domu - Wisconsin i Michigan (tam nie ma jeszcze pełnych wyników). Porażką Republikanów jest też fakt, że w skali całego kraju odbili z rąk Demokratów tylko dwa okręgi - jeden w Pensylwanii i jeden w Minnesocie.

Znacznie lepiej partia prezydenta wypadła natomiast w wyborach do Senatu. Miała tam wprawdzie dość łatwe zadanie, bo w większości tych stanów, gdzie one się odbywały (w Senacie co dwa lata odnawiana jest jedna trzecia składu), to Demokraci bronili stanu posiadania. Ale wygląda, że Republikanie nie tylko utrzymają kontrolę, lecz jeszcze ją powiększą, bo przejęli trzy mandaty senatorskie - w Indianie, Missouri i Dakocie Północnej, tracąc tylko jeden - w Nevadzie. A być może po stronie zysków Republikanie będą mogli zapisać sobie jeszcze Montanę i kolejny ważny wahający się stan - Florydę.

Ważne z ich punktu widzenia jest też, że uniknęli bardzo prestiżowej porażki w konserwatywnym Teksasie, gdzie ubiegającemu się o reelekcję Tedowi Cruzowi poważnie zagrażał uznawany za wschodzącą gwiazdę Demokratów kongresman Beto O'Rourke. Uwzględniając dotychczas posiadane oraz podliczone okręgi Republikanie mają 51 miejsc, Demokraci (wliczając w to dwóch niezależnych, którzy zwykle z nimi głosują) - 45.

W wyborach gubernatorów sytuacja była odwrotna - to Republikanie bronili pozycji w większości stanów, w których głosowano (wybierano gubernatorów w 36 spośród 50 stanów). I niezbyt dobrze im się to udało - stracili Nowy Meksyk i Illinois, a zapewne też Michigan, Wisconsin, Kansas i Nevadę. Jeśli te wyniki się potwierdzą, obie partie będą miały po 25 gubernatorów. Warte podkreślenia jest, że w wyborach prezydenckich 2016 r. Trump wygrał w Michigan, Wisconsin i Kansas, więc powinien być to dla niego sygnał ostrzegawczy w perspektywie walki o reelekcję.

Te mieszane wyniki nie przeszkodziły amerykańskiemu prezydentowi ogłosić, że wybory były "olbrzymim sukcesem". "Olbrzymi sukces dzisiejszej nocy. Dziękuję wszystkim!" - napisał Trump na Twitterze. Zarazem jednak pogratulował Nancy Pelosi, szefowej Demokratów w Izbie Reprezentantów, zdobycia większości. To w poważnym stopniu może utrudnić prezydentowi realizację jego planów, a tym samym osłabić jego szanse na reelekcję.

Przeforsowanie planów legislacyjnych przez niższą izbę Kongresu będzie teraz wymagało dłuższych negocjacji i większych kompromisów, a Demokraci raczej nie będą mu niczego ułatwiać (w podobnej sytuacji był przez sześć z ośmiu lat swojej prezydentury Barack Obama). Z drugiej strony zapewne ta sytuacja skłoni Trumpa do jeszcze częstszego korzystania z rozporządzeń wykonawczych, czyli działania ponad głowami członków Kongresu.

PAP

Saxo Bank
Dowiedz się więcej na temat: USA | Trump
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »