Wczoraj amerykański portal "Politico" pisał o tym, że polsko-amerykański romans zaczyna się psuć. "Obecnie Waszyngton postrzega Polskę mniej jako wartość, a bardziej jako problem, obok innych krajów Europy Środkowej widzianych jako sprzeniewierzających się demokracji" - właśnie takimi stwierdzeniami był przepełniony materiał Jana Cienskiego, Josepha Schatza i Benjamina Oreskesa z Waszyngtonu. Teraz okazuje się, że w tych słowach może być wiele prawdy, bo, jak donosi Eugeniusz Smolar, departament stanu USA rozpatruje ochłodzenie stosunków polsko-amerykańskich. Amerykanie wysłali dużo sygnałów - Dyplomacja amerykańska nie działa tak, jak każda inna dyplomacja. Oni mają doskonale przygotowaną służbę dyplomatyczną, taką machinę urzędniczą. Tutaj nic nie dzieje się przypadkiem. To jest sygnał, który jest niepokojący. Należy go traktować poważnie i z pewną obawą - wyjaśnia w rozmowie z Interią doktor Janusz Sibora, badacz dziejów dyplomacji, protokołu dyplomatycznego i ceremoniału państwowego. Jak wyjaśnia specjalista, do tej sytuacji doprowadził ciąg różnych zdarzeń. - Układa nam się pewien łańcuch wydarzeń na linii Warszawa-Waszyngton: list trzech amerykańskich senatorów, spotkania kończące się w lodowatej atmosferze między prezesem PiS, a ambasadorem amerykańskim, czy też wypowiedzi rzecznika Departamentu Stanu USA. Na koniec dochodzi także wystąpienie Antoniego Macierewicza - mówi ekspert, wymieniając jednocześnie wszystkie "sygnały ostrzegawcze", jakie Polska dostała od USA. - Witold Waszczykowski po spotkaniu z Johnem Kerry'm mówił, że przebiegło ono dobrze. No a jak miało przebiegać? Takie spotkania zawsze przebiegają dobrze. Sam jednak fakt, że Kerry wspomniał o Komisji Weneckiej, już jest niepokojący - dodaje. Stany Zjednoczone w dużej mierze są zaniepokojone kryzysem wokół Trybunału Konstytucyjnego. Choć ostatnia dyplomatyczna burza wybuchła po słowach Antoniego Macierewicza. Szef MON podczas międzynarodowej konferencji "Współczesna polityka: konflikty zbrojne i terroryzm", której organizatorem była szkoła ojca Rydzyka w Toruniu, pytał, atakując USA: "Ludzie, którzy budowali swoje państwo dopiero w XVIII wieku, będą mówili nam, co to jest demokracja?". - Macierewicz zbeształ Stany Zjednoczone - mówi ekspert. - To generalnie nie jest elegancko pouczać kogoś w taki sposób, że "to ja jestem bardziej demokratyczny niż ty" - uważa doktor Sibora. Polska prośba - amerykańska odmowa? Prezydent Andrzej Duda końcem marca pojedzie do Stanów Zjednoczonych na Szczyt Bezpieczeństwa Jądrowego, który odbędzie się w Waszyngtonie. Polska strona wystosowała prośbę o spotkanie, której Biały Dom przez bardzo długi czas nie potwierdzał. Informacja Eugeniusza Smolara, którą miał dostać ze źródeł dyplomatycznych, wyjaśnia nieco sytuację. Andrzej Duda weźmie co prawda udział w uroczystej kolacji w Białym Domu, jednak znajdzie się wśród 62 innych przywódców. Szansa na rozmowę twarzą w twarz z Barackiem Obamą jest znikoma. Dyplomatyczny cios czy spodziewana reakcja? - W pamiętnikach Woodrowa Wilsona, jego sekretarz, który redagował te pamiętniki, krytykował kiedyś dyplomację amerykańską i użył takiego określenia, że "dyplomacja europejska jest tak wytrawna, że dyplomaci z najmniejszego wiatru, który porusza źdźbła traw, rozpoznają to, co się w dyplomacji dzieje". Zarzucał też Amerykanom, że oni tego nie potrafią - tłumaczy w rozmowie z Interią doktor Sibora, badacz dziejów dyplomacji, protokołu dyplomatycznego i ceremoniału państwowego. - W dyplomacji tak jest, że z tych najmniejszych drgnień traw, tych powiewów wiatru, trzeba to odczytywać - dodaje ekspert. W opinii eksperta Polska dostała od Stanów Zjednoczonych co najmniej kilka takich sygnałów. Nie powinniśmy się więc dziwić, jeśli do spotkania Duda-Obama faktycznie nie dojdzie. Wyróżniony Duda i zmarnowana szansa A jak wyglądały inne relacje prezydenta USA z polskimi prezydentami? Barack Obama rozmawiał m.in. z Lechem Kaczyńskim, z którym spotkał się w trakcie na 64. sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych. W grudniu 2010 roku doszło z kolei do spotkania Obama-Komorowski. Panowie spotkali się ponownie w maju 2011 roku, kiedy Barack Obama odwiedził Polskę. Andrzej Duda z kolei miał okazję zamienić kilka słów z prezydentem USA. Było to we wrześniu ubiegłego roku na 70. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. - Podczas Zgromadzenia Ogólnego ONZ prezydent Obama znalazł czas na krótkie spotkanie z prezydentem Dudą. Wszyscy wówczas zwracali uwagę na to, jakie miejsce później przy stoliku podczas lunchu zajął prezydent Polski. Złamano wtedy wszelkie zasady protokołu, bo o rozsadzaniu przy tym stole decydowali wspólnie Ban Ki Mun i dyplomacja USA. Prezydent Duda został uhonorowany jako młody, nowo wybrany prezydent i posadzono go przy tym stole numer jeden - przypomina doktor Sibora. - To był gest USA w kierunku Dudy, którego myśmy nie docenili. Odczytaliśmy go, ale jednak tylko na własne potrzeby. Wówczas te gesty jeszcze umieliśmy odczytywać - konkluduje ekspert. - Dzięki protokołowi dyplomatycznemu można bardzo dużo rzeczy pokazać, tylko trzeba to umieć dobrze odczytać - wyjaśnia doktor Sibora. - W momencie, kiedy prezydent Obama wyróżnia Dudę szczególnie, sadzając go przy mocno politycznym stoliku, to jest sygnał. Bo przecież była tam m.in. przedstawicielka Birmy, która została przez Obamę pochwalona za przemiany demokratyczne. Prezydent Duda, razem z zaproszeniem do tego stolika, dostał kredyt zaufania. To był sygnał, że wartości demokratyczne należy docenić, a USA na nas liczą - wyjaśnia doktor Sibora, wspominając o zdjęciach, które wówczas obiegły świat, a na których byli właśnie prezydenci Duda i Obama.- Takiego zdjęcia już nie zobaczymy. Strona amerykańska zna wartość zdjęcia Obamy z innymi politykami. Tutaj coś straciliśmy, zmarnowaliśmy kredyt zaufania. Wartość rynkowa naszej dyplomacji maleje - mówi specjalista ds. dyplomacji. "Próbne balony" Jeśli prezydent Obama nie spotka się z prezydentem Dudą w Waszyngtonie, ostatnia okazja do przeprowadzenia rozmów nadarzy się podczas szczytu NATO w Warszawie. Jak się jednak okazuje, przyszłość tego spotkania nie jest aż tak oczywista. - Proszę zwrócić uwagę na to, że my nie inicjujemy żadnego formatu. Przestaliśmy być zapraszani do stołu obrad, jako ktoś, kto będzie arbitrem. To my staliśmy się obecnie tymi, o których się mówi. To już wyznacza naszą pozycję i generalnie jest to sygnał niepokojący. Stąd też te spekulacje, które się pojawiają, że prezydent Obama nie przyjedzie na szczyt NATO do Warszawy, a zamiast tego do Polski przyleci <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-joe-biden,gsbi,10" title="Joe Biden" target="_blank">Joe Biden</a> - mówi ekspert. - Może być też tak, że szczyt zostanie przeniesiony. To, w tej chwili, są takie "próbne balony", które mają za zadanie wywrzeć wpływ na nasz sposób postępowania - dodaje doktor Sibora. Przypomnijmy, że do kwestii spotkania prezydentów Polski i USA odniósł się na antenie TVN24 minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski. Zdaniem szefa MSZ "w czasie takich szczytów, dłuższych rozmów bilateralnych nie ma, bo nie jest możliwe, aby prezydent USA spotkał się z każdym z kilkudziesięciu przywódców". Jak zaznaczył Waszczykowski, tego rodzaju spotkania dają jedynie możliwość "kurtuazyjnego uścisku ręki, wymiany kilku zdań". "Mam nadzieję, że do tego dojdzie" - stwierdził szef polskiej dyplomacji.