Działalność internetowa Daesh załamuje się – twierdzi polski badacz

Poniedziałek, 14 sierpnia 2017 (09:00)

Zainteresowanie materiałami Państwa Islamskiego publikowanymi regularnie w Internecie spada. Widoczny jest kryzys treści propagandowych Daesh przesyłanych tą drogą – trafiają one tylko do sympatyków – twierdzi polski naukowiec w artykule, który odbił się szerokim echem nie tylko w prasie naukowej.

Dr hab. Miron Lakomy z Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego, od pięciu lat badający zjawisko "cyberdżihadyzmu", w artykule pt. "Cracks in the Online »Caliphate«: How the Islamic State is Losing Ground in the Battle for Cyberspace" dokonał diagnozy spadku efektywności kampanii propagandowej tzw. Państwa Islamskiego. Jego wnioski zostały omówione w kilkunastu znanych periodykach amerykańskich i prasie europejskiej m.in. Le Monde, Newsweek, czy The Guardian.

Według jego ustaleń, na przełomie 2014 i 2015 roku działalność propagandowa Państwa Islamskiego w Internecie osiągnęła swoją największą popularność. Materiały z walk, zabijanie jeńców w portalach społecznościowych, informacyjnych czy na tematycznych stronach internetowych docierały do milionów odbiorców. Jednak poczynając od 2016 roku zainteresowanie internautów nowo publikowanymi materiałami zaczęło spadać.

Według dr hab. Mirona Lakomego, cyberdżihadyzm" paradoksalnie narodził się w Stanach Zjednoczonych. W połowie lat 90. XX wieku grupa wyznających islam studentów amerykańskich uczelni uznała, że internet może być świetnym medium służącym rozpowszechnianiu treści popularyzujących ich religię. Na początku działalność studentów nie miała kontekstu dżihadystycznego, jednak idea wykorzystania cyberprzestrzeni dla celów propagandowych szybko stała się modna wśród członków organizacji terrorystycznych, takich jak: Al-Kaida, Hamas, Hezbollah czy czeczeńska grupa Szamila Basajewa. Właśnie ta grupa nagrywała pierwsze materiały propagandowe z zabijania rosyjskich jeńców w II poł. lat 90. XX w., w czasie wojny czeczeńskiej. Po amerykańskim ataku na Irak, Al-Kaida zaczęła publikować seryjnie informacje internetowe w postaci clipów. Zawierały one sceny zabijania jeńców, jak chociażby słynną dekapitację amerykańskiego zakładnika Nicolasa Berga, ale również propagandowe gry komputerowe czy nasheedy (nagrania muzyczne o tematyce religijnej). Jednak były to produkty dla sympatyków, dostępne tylko w języku arabskim.

W 2014 roku nastąpił kolejny przełom. Państwo Islamskie zaczęło prowadzić swoją propagandę przy pomocy serwisów internetowych, tłumaczonych na kilkadziesiąt języków europejskich i azjatyckich, a za ich przygotowanie odpowiedzialni byli specjaliści często kształceni na zachodnich uczelniach. - Przykładowo słynny Jihadi John pojawiający się w głośnych egzekucjach jeńców zachodnich studiował na brytyjskim University of Westminster. Mężczyzna zginął zresztą podczas amerykańskiego ataku przeprowadzonego w 2015 roku przy pomocy drona. W tworzenie materiałów propagandowych zaangażowali się także muzycy, tacy jak niemiecki były raper Denis Cuspert (znany jako Deso Dogg), odpowiedzialny za produkcję nasheedów - stwierdza Miron Lakomy.

Publikacje te powstawały w jakości HD przy zastosowaniu zaawansowanych technik postprodukcji, w tym efektów specjalnych, grafiki 2D i 3D czy profesjonalnej reżyserii. Miały przypominać hollywoodzkie produkcje przygotowywane przez zachodnie koncerny medialne. Spowodowało to na przełomie 2014 i 2015 roku gwałtowny wzrost zainteresowania materiałami propagandowymi publikowanymi przez organizacje terrorystyczne. Daesh przodowało w tych statystykach, zaś efektem była rosnąca liczba zamachów terrorystycznych przeprowadzanych w różnych miejscach na całym świecie i inspirowanych dostępnymi nagraniami. Narodziło się również zjawisko nazywane foreign fighters przejawiające się podróżami motywowanych religijnie ochotników na Bliski Wschód w celu wzięcia bezpośredniego udziału w dżihadzie.

Jednak zaczynając od początku 2016 roku zainteresowanie materiałami propagandowymi Państwa Islamskiego zaczyna spadać. Według dr hab. Mirona Lakomego miało na to wpływ kilka czynników: pierwszym są działania antyislamistycznych internautów, tropiących w Sieci nagrania Daesh i innych grup terrorystycznych oraz odpowiednich służb wywiadowczych, działających podobnie. Drugim - materiały i memy ośmieszające idee dżihadyzmu.

- Specyfika nowych mediów poprawia skuteczność podejmowanych działań. Użytkownicy, których konta zostały zablokowane, mogą oczywiście zakładać następne, niezwykle trudno jest jednak odzyskać gromadzoną często przez lata liczbę fanów na Facebooku czy osób obserwujących na Instagramie lub Twitterze. To samo dotyczy stron internetowych, które stają się coraz trudniej dostępne - stwierdza Miron Lakomy. Do kryzysu przyczyniły się także bezpośrednie ataki na specjalistów propagandy Państwa Islamskiego, co spowodowało zdziesiątkowanie zespołów prowadzących internetowe działania propagandowe

-  Omawiany przeze mnie kryzys popularności tych materiałów nie oznacza jednak końca działań propagandowych podejmowanych przez tzw. Państwo Islamskie. Poszukiwane będą nowe możliwości dotarcia do użytkowników, takie jak gry komputerowe czy technologia wirtualnej rzeczywistości. Także nowe formy przekazu w mediach i rozwiązania technologiczne nadal będą inspirować członków tego lub innych ugrupowań do tworzenia materiałów propagandowych promujących ideologię dżihadu - zauważa dr hab. Miron Lakomy.

MM

INTERIA.PL

Podziel się