Jak żyć po rozstaniu?

Pewnie jeszcze kilka miesięcy temu upierałabym się, że prawdziwa miłość istnieje. Będąc małą dziewczynką chyba każda z nas marzy o tym, by spotkać tego jedynego. Mężczyznę, który będzie nas wielbił ponad wszystko, kochał wiecznie... Też, tak kiedyś myślałam.

article cover
ThetaXstock

No i wymarzyłam...

To wszystko zaczęło się w momencie, gdy już straciłam nadzieję, że znajdzie się kiedyś mężczyzna inny od wszystkich, których do tej pory los stawiał mi na drodze. To stało się nagle, spadło na mnie jak grom z jasnego nieba.

Było cudownie! Na pierwszą randkę przyszedł w sandałach (uwielbiam facetów w sandałach) i przyniósł moje ulubione niezapominajki.

Pomyślałam sobie, że jednak chyba marzenia się spełniają. Spotykaliśmy się tak często, jak to tylko było możliwe. Nie mogliśmy żyć bez siebie. To było coś cudownego. Po kilku miesiącach wprowadził się do mnie. Było jeszcze wspanialej! Spędzaliśmy ze sobą jeszcze więcej czasu. Nocne rozmowy na balkonie, spacery. Byłam szczęśliwa.

Byliśmy w siebie tak zapatrzeni, że wszystko dookoła zeszło na boczny tor, również szkoła...

Oboje zawaliliśmy studia. Zaczęliśmy pracować. Coraz częściej się mijaliśmy. Pracowaliśmy na różne zmiany, wiec często ciężko było zorganizować czas tylko dla siebie. Ale jak się już udało, to było jak dawniej. I tak sobie żyliśmy w tej naszej sielance. Mijały miesiące. Wszystko było niby dobrze, ale jakoś tak inaczej. Nasze życie powoli stawało się monotonną gonitwą za nie wiadomo czym. Mijaliśmy się. On z pracy, ja do pracy. A gdy już udało się nam wygospodarować czas na bycie razem, nie było jak dawniej.

Przestaliśmy się rozumieć. Staliśmy się dla siebie obcy. Prawie w ogóle nie rozmawialiśmy, a jeśli już to o sprawach przyziemnych, codziennych np.: czy kupić mleko do kawy, czy jeszcze jest w lodówce.

Nie wiedziałam co się dzieje, co mam robić. Gdy próbowałam z nim rozmawiać twierdził, że wszystko jest w porządku, że to przez pracę jest taki zmęczony. Było coraz gorzej, ale nie spodziewałam się tego co mnie spotkało.

Byłam w pracy, kiedy zadzwonił do mnie. Umówiliśmy się na spacer. Cieszyłam się, że wreszcie porozmawiamy, wyjaśnimy sobie wszystko i że wreszcie wszystko wróci do normy.

Ale ta rozmowa wyglądała inaczej niż to sobie wyobrażałam. To on mówił, bo ja nie mogłam z siebie wydobyć ani słowa. Płakałam jak dziecko.

Okazało się, że mnie zdradził i zostawił dla tej drugiej! Chyba nie ma nic bardziej upokarzającego dla kobiety!

Nie wiedziałam co mam robić. Nie mogłam przestać płakać. Błagałam go, żeby mnie nie zostawiał. Całe życie zawaliło mi się w jednej sekundzie. Wszystkie marzenia, plany, nasz ślub - wszystko to nie było już nic warte.

Następnego dnia nie poszłam do pracy, po prostu nie byłam w stanie. Właściwie to już nigdy tam nie wróciłam. Zadzwoniłam do rodziców. Następnego dnia przyjechali po mnie i zabrali mnie do domu. To było straszne. Te ich spojrzenia, pocieszanie i oczywiście: "a nie mówiłam". Myślałam, że tego nie zniosę. Byłam w fatalnym stanie. Nie mogłam przestać płakać, prawie nie jadłam, schudłam okropnie. Rodzice zawieźli mnie do psychologa. Pani psycholog wygłosiła kilka iście książkowych monologów, ale co ona mogła wiedzieć o tym, co ja czuję. Jak jest mi źle i strasznie ciężko. Nikt tego nie wiedział!

Przez jakiś czas byłam na tabletkach uspokajających. Gdyby nie one, nie miałabym siły podnieść się z łóżka. Mijały dni, tygodnie, miesiące i w końcu doszłam trochę do siebie.

Wakacje spędzone w domu, na wsi, długie spacery z psem - to bardzo mi pomogło. Czułam się dużo lepiej. Dużo myślałam o tym co się wydarzyło. Poskładałam fakty do kupy i zrozumiałam, że nie widziałam pewnych rzeczy. Małych, niby nic nie znaczących sytuacji, które zwiastowały to, co mnie spotkało.

W końcu nadszedł czas, żeby zmierzyć się z przeszłością. Wakacje się skończyły i musiałam wracać - stawić czoła normalnemu życiu.

Nie było to łatwe - przez trzy lata wspólnego życia zdążyłam zapomnieć, jak to jest być zdaną tylko na siebie. Tymczasem miasto do którego wróciłam przywitało mnie mnóstwem wspomnień. Myślałam ze zwariuje! Ale minęło kilka tygodni i powoli stawałam na nogi.

Gdyby nie moja przyjaciółka, która była przez ten czas obok mnie, nie dałabym rady. Jestem wdzięczna jej i innym moim przyjaciołom. Będąc w związku byłam tak zaślepiona, że zapomniałam o niej, zapomniałam o wszystkich moich znajomych.

Zatraciłam swoje życie dla niego. Teraz zrozumiałam, że to nie było dobre. Wróciłam na studia. Zaczęłam całkiem nowy kierunek, poznałam nowych ludzi. Musiałam zacząć żyć na nowo.

Minęło pięć miesięcy odkąd jestem "wolna". Staram się z tego korzystać, a właściwie to się uczę wielu rzeczy na nowo.

Strasznie ciężko jest się przestawić na tryb "jednoosobowy". Kobieta, której ciało raz zostało wzgardzone, która została wymieniona na "lepszy model", nigdy nie będzie już tą samą osobą. Wiem, że teraz bardzo ciężko będzie mi komuś zaufać, być z kimś nie oglądając się za siebie, na to co było. Mam nadzieje, że przyjdzie kiedyś taki dzień, w którym stwierdzę, że już jest w porządku, że jestem pogodzona z tym, co się wydarzyło, że mogę żyć normalnie. Ciągle jeszcze zdarza mi się płakać w poduszkę, ale to ma działanie oczyszczające. Pomaga mi to, uwalnia od złych emocji, które się we mnie skumulowały przez ten cały czas.

Właściwie nie wiem dlaczego o tym piszę. Może to też będzie jakaś forma terapii. Nie jest to dla mnie temat tabu, potrafię rozmawiać o tym, co mnie spotkało. Może moja historia pomoże komuś zrozumieć pewne sprawy. W końcu człowiek uczy się na błędach, niekoniecznie na swoich.

Ja wiele zrozumiałam. Teraz wiem, że będąc z kimś nie wolno pod żadnym względem zatracać siebie i swojego świata. Serce, które jest wypełnione miłością powinno mieć taki mały zakamarek, w którym znajdzie się miejsce tylko na moje własne Ja.

Trzeba umieć znaleźć czas dla przyjaciół, rodziny a także na swoje hobby i wszystko, co do tej pory było dla nas ważne i sprawiało nam przyjemność. Nie rezygnujmy z siebie dla faceta, który nie zawsze potrafi docenić to, że oddajemy się w całości. Wiem z doświadczenia, że łatwiej o tym mówić, pisać niż wcielić w życie.

Ja poświęciłam dla związku bardzo wiele, ale mimo wszystko nie żałuję, bo dużo mnie to nauczyło. Stałam się bardziej dojrzała. Mam tylko nadzieje, że kiedyś trafię na kogoś, kto doceni jak potrafię kochać. A jeśli jeszcze kiedyś jakiś facet mnie skrzywdzi... nie ręczę za siebie.

Ps. Dziewczyny! Uważajcie i miejcie oczy dookoła głowy, bo nigdy nie wiadomo gdzie czai się ta trzecia, która spapra wam życie!

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią - napisz do nas!

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas