Nienawidziłam jeżdżących na skuterach. Aż pewnego dnia...

Boże, jak ja ich nienawidziłam. Wpychali się miedzy auta, zajeżdżali drogę, bezczelnie omijali korki, przekraczali linie stop na czerwonych światłach, tylko po to aby spod tychże świateł wystartować jako pierwsi. Tak. Mowa o skuterowcach. Zwłaszcza tych wielkimi torbami na pizzę na plecach. Ci byli dla mnie najgorsi. Ja, posiadaczka fajnego, ale dość starego samochodu, czyli opla corsy, traktowałam jeżdżących skuterami po moim mieście (Kraków) jak wrogów. Nie mam zamiaru tego ukrywać. Traktowałam... Czas przeszły nieprzypadkowy.

Pewnego dnia, dokładnie na moje urodziny, 16 marca,  mój facet (jesteśmy już razem 3 lat, chyba wciąż go kocham, ale czasami pewna nie jestem. On twierdzi, że mnie kocha) sprawił mi prezent. Kupił mi... skuter. Konkretnie yamahę. To było mega złośliwe. Wiedział przecież co myślę na temat jednośladów. W życiu na to nie wsiądę - warknęłam i strzeliłam focha na 3 dni. Przecież miał być nowy samochód!

Przyszedł czerwiec. Krzysiek wyjechał na jakąś służbową integrację. Na tydzień. Powiedziałam mu, żeby jechał w cholerę, byle z daleka trzymał się od tej Ewy z sekretariatu. On na to, że na wyjazdach się nie liczy (bardzo śmieszne), cmoknął mnie w czoło i tyle go widzieli.

Reklama

Na szczęście (to, że było to szczęście, okazało się później) zostawił klucze do garażu. To tam, pod pokrowcem, stał sobie "mój" skuter.

Byłam wściekła. Byłam sama. Krzycho nie dzwonił, nie poodnosił telefonu. Nudziło mi się trochę. Postanowiłam zrobić mu na złość. Rozwalę mu tego skuterka.

Ten dzień pamiętam jak dziś. To był wtorek 14 czerwca. Wyprowadzenie yamahy z garażu nie sprawiło mi większego problemu. Wiedziałam również  jak się go odpala, bo prezent był niby dla mnie, ale skuterem jeździł, jak tylko zrobiło się ciepło, on. Zakładał kask i znikał na godzinę. Jestem pewna, że lansował się na Kazimierzu, podrywając dziewczyny.

Jest koniec października. Yamaha znowu w garażu pod pokrowcem. Bo leje. A ja...  Ja nienawidzę kierowców samochodów ;). Serio. Czas teraźniejszy nieprzypadkowy.

Swoim skuterem jeździłam całe lato. Kocham go. Uwielbiam go. Szaleję za nim. Dzięki  niemu  przemieszczałam się po Krakowie rewelacyjnie. Zero korków. Załatwiłam kilkanaście zaległych od miesięcy spraw. Bo przemieszczenie się z jednej strony Krakowa na drugą zajmowało mi kilka-kilkanaście minut. A nie godzinę, jak autem.

Dlaczego nienawidzę kierowców? Jeden otworzył nagle drzwi, jak jechałam w szpalerze samochodów (wolno tak jechać!). Drugi... akurat jak przejeżdżałam postanowił umyć sobie przednią szybę. A, że spryskiwacze miał ustawione tak, że płyn leciał wszędzie, tylko nie tak gdzie powinien... Sami wiecie. Cuchnęłam jak alkoholiczna cały dzień. Co on tam miał u licha w tym zbiorniczku? Denaturat?

Kolejny złośliwie zajeżdżał mi drogę. Bo ja chciałam jechać i miałam taką możliwość. On też chciał jechać, ale nie mógł. No nie ważne. Pewnie przesadzam z tą nienawiścią. Większość kierowców była O.K. Ale pamięta się tych chamów. Kilka razy byłam trafiona niedopałkami papierosów. Co za paskudna maniera śmieci wyrzucać za okno. Popielniczek  w samochodach nie macie ludzie?

Teraz znowu jeżdżę swoim niebieskim opelkiem. Cały czas patrzę w lusterka. Gdy widzę motocyklistę lub skuterowca (tak, tak, nadal jeżdżą, pomimo paskudnej pogody) ustępuję mu drogę. Jestem żywym przykładem tego, że rzeczywiście punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Siedzisz na fotelu samochodu, świat widzisz całkiem inaczej, jak z siodełka skutera.

I tym akcentem, nie wiem, optymistycznym czy wprost przeciwnie, chciałabym zakończyć ten list do szanownej redakcji. Z apelem do wszystkich, którzy dotrwają do tego miejsca. Bądźmy tolerancyjni dla wszystkich.

Teraz czekam na wiosnę, która tuż tuż ;). Wsiądę na swoją yamahę z wielką  radością.   Nawet jak mój facet 16 marca wręczy mi kluczyki do nowego auta. Bo to obiecuje.

Chyba jednak rzeczywiście mnie kocha. Tylko dlaczego nie odbiera telefonów, jak wyjeżdża służbowo?

Maria Odrowąż

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy