Carlos Tevez może zgnić w rezerwach Manchesteru City

Środa, 25 stycznia 2012 (12:46)

Wojna na linii Manchester City - Carlos Tevez trwa w najlepsze. Angielski dziennik "The Sun" informuje, że klub z Etihad Stadium dał piłarzowi do zrozumienia, że ten będzie "gnił" w rezerwach, dopóki "The Citizens" nie otrzymają za niego naprawdę intratnej oferty.

9.3 miliona funtów. Tyle do tej pory stracił Carlos Tevez, prowadząc wojnę ze swoim pracodawcą. O stratach czysto sportowych lepiej nawet nie wspominać, bo rzeczą jasną jest, że Argentyńczyk traci właśnie swój najlepszy piłkarski czas i okazje do strzelania kolejnych goli.

Szefowie Manchesteru City pozostają nieugięci, twierdząc, że nie zamierzają uwolnić swojego argentyńskiego "więźnia" za niskim okupem. W dodatku wcale nie ułatwiają mu znalezienia sobie nowego pracodawcy. Po tym, jak Argentyńczyk nie zdecydował się na przejśie do PSG, szefowie Man City odrzucili ofertę AC Milan, uznając ją za zbyt niską (Włosi zaoferowali 18 milionów funtów, podczas gdy Anglicy zażyczyli sobie co najmniej 25).

"Carlos pozostaje piłkarzem Manchesteru City, do czego obliguje go jeszcze dwuipółroczny kontrakt. Dopóki nie dostaniemy oferty, którą uznamy za odpowiednią, jego umowa z klubem będzie egzekwowana" - przyznał prezes klubu, Kaldoon Al Mubarak.

Kłopoty Teveza zaczęły się w momencie, gdy podczas meczu Ligi Mistrzów odmówił rozgrzewki i wejścia na boisko. Następnie samowolnie udał się do Argentyny, nie informując o tym klubu. Oczywiście został wyśledzony przez media.

Na jego kary składa się 1.2 miliona funtów za "niewłaściwe zachowanie", 400 tysięcy funtów za niewypełnianie poleceń trenera podczas meczu z Bayernem oraz 6 milionów funtów za stratę premii i publiczne ogłaszanie decyzji o chęci odejścia z klubu. Tevez od końca listopada nie otrzymuje także pensji, tygodniówki wynoszącej 198 tys. funtów. Łącznie "Apacz" stracił już z tego tytułu 1,7 mln funtów.

Końca argentyńsko-katarskiej wojny pod flagą brytyjską nie widać. Z każdym tygodniem robi się za to coraz ciekawiej. Zastanawiające jest tylko, kto pierwszy ulegnie - notorycznie karany piłkarz, czy klub, chcący się pozbyć rozkapryszonego gwiazdora.

INTERIA.PL

Podziel się