Euro2012: Fuszerka groźniejsza niż atak Godzilli

Środa, 29 lutego 2012 (17:52)

Czy Euro 2012 może zostać odwołane z powodu ataku Godzilli na Stadion Narodowy? Ta katastroficzna wizja raczej się nie sprawdzi. Znacznie bardziej prawdopodobne jest, że podczas mistrzostw przybyli do Polski kibice i piłkarze cierpieć będą ze znacznie bardziej błahego powodu - tradycyjnej polskiej fuszerki.

"Przez siedem lat zbudowano w Polsce 19 kilometrów autostrady"  - śpiewa w nagranym w 2000 roku utworze "Cztery Pokoje" Kazik Staszewski. Ciekawe co powiedziałby dziś? Wszak przez ostatnie pięć lat przygotowań do Euro 2012 powstało tych kilometrów aż 400!

Ale czy naprawdę "aż"? Oczywiście, że nie. W planach było tych autostrad o wiele, wiele więcej. W 2007 roku mówiło się o okrągłym tysiącu kilometrów, co daje nam prosty przelicznik - zrealizowaliśmy zaledwie 40 procent planu pięcioletniego. I to też niezupełnie, bo na przykład na budowanej autostradzie A1 między Toruniem, a Strykowem już teraz pojawiło się 80 szczelin, świadczących o tradycyjnej, wielopokoleniowej polskiej fuszerce.
 Z drogami ekspresowymi wcale nie jest lepiej. Planowano 2000, a do dziś powstało jedynie 440 kilometrów dróg szybkiego ruchu. Nie trzeba być prorokiem, żeby przewidzieć, że braki w infrastrukturze drogowej mogą spowodować prawdziwy paraliż komunikacyjny podczas Euro 2012. Wyobrażacie sobie międzynarodowe towarzystwo, tkwiące w gigantycznych korkach na polskich drogach? Szykuje się istna Wieża Babel A.D. 2012!
 Czy może być w tej kwestii gorzej? Jasne, że może. Wystarczy, że po zimie popęka więcej dróg, a w czerwcu za blokowanie tych, które nadają się do jazdy zabiorą się protestujący przeciw wysokim cenom paliw kierowcy. No i są jeszcze stare, dobre (z akcentem na "stare") Polskie Koleje Państwowe, zawsze gotowe, żeby zawieść... to znaczy zawieźć na czas!


Jeśli chodzi o stadiony, to sytuacja wygląda na w miarę opanowaną. Powstały łącznie cztery, horrendalnie drogie obiekty, które wypełnią się podczas turnieju. Gdy mistrzostwa się skończą, areny Euro prawdopodobnie będą świecić pustkami, a pieniądze na ich utrzymanie łożyć będa podatnicy. Utrzymanie samego Narodowego to koszt nawet 50 milionów złotych rocznie. Trzeba mieć naprawdę dobry plan użytkowania takiego kolosa, aby te koszty mogły się zwrócić. Zlokalizowane na obiekcie centrum konferencyjne i fitness klub, to za mało, aby Stadion Narodowy okazał się rentownym przedsięwzięciem.
 Pozostałe trzy stadiony będą użytkowane częściej, ale patrząc na frekwencja na ligowych meczach Lecha, Śląska i Lechii nie napawa optymizmem. We Wrocławiu nawet Ekstraklasowy hit 19. kolejki, gdy drużyna Oresta Lenczyka podejmowała Legię nie skłonił kibiców do wykupienia wszystkich wejściówek. Na meczu stawiło się 32 tysiące ludzi, co oznacza, że ponad 10 tysięcy krzesełek wciąż było wolnych. Czyżby po ekstraklasowym boomie, który obserwowaliśmy w ubiegłym sezonie, ligowa piłka po prostu się przejadła?


Na koniec zostawiamy sobie drużynę narodową, czyli naszego głównego reprezentanta na boiskach Euro 2012. Głównodowodzący kapelą "Orłów", selekcjoner Franciszek Smuda w trakcie żmudnych poszukiwań odpowiednich kandydatów do gry na mistrzostwach przetestował 79 piłkarzy. Od Mateusza Klicha, który w meczu z Argentyną spędził na boisku... 1 minutę aż po Jakuba Błaszczykowskiego, który grał o całe 1799 minut dłużej.
 Wyniki meczów? Na razie trwa proces selekcji, więc jeszcze za wcześnie, by się nimi przejmować. Radością za to napawać może fakt, że dla Polski chce grać wielu znakomitej klasy piłkarzy. Odmówili nam co prawda niewdzięczni Robert Acquafresca i Laurent Koscielny, ale nie ma co rozpaczać. Dziś koszulkę z Białym Orłem z dumą przywdziewają Ludovic Obraniak, Damien Perquis, Sebastian Boenisch, Adam Matuszczyk, Ojgen Polanski, a czasem nawet i Roger Guerreiro. Mogli grać dla Niemiec, Francji, czy Brazylii, a wybrali Polskę. Patrząc na te nazwiska oczywisty wniosek nasuwa się sam: z taką armią naturalizowanych piłkarzy, jesteśmy w stanie zneutralizować każdego przeciwnika. Albo i nie...

INTERIA.PL

Podziel się