W Polsce krach na rynku pożyczek społecznościowych nam nie grozi

Piątek, 17 sierpnia 2018 (15:30)

W Chinach największym światowym rynku pożyczek społecznościowych określanych skrótem P2P od kilku tygodni mamy do czynienia z trzęsieniem ziemi. W samym lipcu upadło 118 takich platform pozostawiając miliony indywidualnych inwestorów bez pieniędzy, wielokrotnie oszczędności życia. W Polsce rynek ten to margines.

Chiński rynek pożyczek społecznościowych wart jest ponad 190 mld dolarów, a swoje środki w niego zaangażowało około 50 mln indywidualnych inwestorów. Wszystko za przyczyną niskich stóp procentowych oferowanych bankowym depozytariuszom oraz słabym możliwościom finansowania konsumentów i małych firm przez tradycyjne instytucje. Mechanizm działania pożyczek P2P jest prosty - operatorzy takich platform są pośrednikami między osobami, które dysponują kapitałem i podmiotami które go potrzebują. Pożyczanie środków powinno się opierać o zastosowanie właściwych narzędzi czyli głównie algorytmów oceny i rozłożenia ryzyka. Funkcjonowanie takich firm odbywało się jednak do niedawna przy minimalnej kontroli organów nadzorczych - w zasadzie wymagana była tylko rejestracja platformy. Co więcej chińskie władze poprzez wypowiedzi w 2015 roku premiera Li Keqianga i byłego gubernatora Ludowego Banku Chin Zhou Xiao Chuana wspierały innowacyjne sposoby inwestowania i finansowania biznesów, które nie miały historii kredytowej. Wiele firm zebrało od klientów pokaźny kapitał i pośredniczyło w pożyczkach przekraczających łącznie równowartość kilku miliardów dolarów. Kilka weszło nawet na giełdę.   

Pętla zadłużenia

Nic dziwnego, że miliony przedstawicieli rosnącej chińskiej klasy średniej chciały szybko pomnożyć swój majątek. Należała do nich 47-letnia Hang Xue, której zmarły mąż pozostawił pół miliona dolarów i Zhin, 36-letni sprzedawca sprzętu medycznego, który zainwestował równowartość 200 tys. dolarów. Pod presją popytu liczba platform pożyczkowych szybko więc rosła. Według studium singapurskiego banku DBS z czerwca bieżącego roku było ich zaledwie dziesięć w 2010 roku, 3000 pięć lat później, 5 tys. w roku następnym a były miesiące gdy do życia powoływano kilkaset nowych; Wiele prześcigało się oferując klientom dwucyfrowy roczny zwrot na zainwestowanym kapitale, a więc wielokrotnie więcej niż 2 proc. w chińskich bankach i dodając premię za przekazane polecenia firmy rodzinie czy znajomym.

Sygnał ostrzegawczy przyszedł w lutym 2016 roku, kiedy to wskutek defraudacji upadła platforma Euzubo o wartości udzielonych pożyczek opiewających na kwotę 7,6 mld dolarów należących do 900 tysięcy klientów. Firma nie zdołała też wyegzekwować zwrotu łatwo udzielanych pożyczek od tysięcy kredytobiorców, których wpędziła w pętlę zadłużenia. W zasadzie okazała się piramidą finansową. Dlatego chiński regulator zabronił używania środków z pożyczek społecznościowych jako wkładu własnego w kredytach mieszkaniowych i wprowadził wymóg sekurytyzacji aktywów. Skutkiem opisanej sytuacji jak podaje Bloomberg był upadek lub zamknięcie ponad 3000 firm pożyczkowych. Wkrótce wdrożono kolejne wymogi i wydano ostrzeżenia dla inwestorów. Chiński regulator finansowy w postaci Komisji ds. Nadzoru Bankowości i Ubezpieczeń wykazuje daleko posuniętą determinację dot. kontroli firm pożyczek społecznościowych, najmniej regulowanego obszaru tzw. bankowości cienia wartego astronomiczną kwotę 10 bilionów dolarów.

W czerwcu minął termin do którego właściciele platform pożyczkowych mieli wyznaczyć bank powierniczy, który kontrolowałby przepływ funduszy między inwestorami i pożyczkobiorcami, a transfery te miały być w pełni transparentne. Większość firm nie była w stanie spełnić tych wymagań - była zamykana, bankrutowała, w wielu przypadkach ich właściciele po prostu znikli. Do tej sytuacji przyczyniła się też paniczna reakcja depozytariuszy chcących wycofać swoje aktywa - nawet dobrze funkcjonujące platformy nie mogły sprostać tej presji. W przypadku wielu platform wszczęto prokuratorskie dochodzenia. Okazało się, że finansowały własną działalność lub nielegalne biznesy wyprowadzając część pozyskanych środków zagranicę. Dotyczyło to na przykład Yilongcaifu zarządzającej aktywami w wysokości 5,3 mld dolarów.

Uwaga na oprocentowanie

Już wcześniej prezes chińskiego nadzoru ostrzegał, że oprocentowanie wkładów depozytariuszy powyżej 6 punktów procentowych powinno być traktowane za podejrzane, a powyżej dziesięciu oznacza duże prawdopodobieństwo utraty środków przez inwestorów. Tymczasem średnie oprocentowanie powierzanych platformom P2P wkładów w pierwszej połowie bieżącego roku wynosiło 10,2 procenta. Zarządzanie powierzonymi środkami również pozostawiało wiele do życzenia - większość platform nieefektywnie udzielała pożyczek, a wskaźnik niespłacanych kredytów dochodził nawet do 35 proc. W takich warunkach o zarobku dla inwestorów nie mogło być mowy, co najwyżej byli spłacani z napływu kapitału od nowych, żądnych zarobku inwestorów, jak w klasycznej piramidzie. W lipcu rozgoryczeni ludzie szturmowali biura wielu platform żądając zwrotu pieniędzy - musiała interweniować policja.

Władze próbują zapobiec masowym protestom. Komunikacja w mediach społecznościowych jest kontrolowana lub blokowana chociażby na popularnym komunikatorze WeChat. Najbardziej aktywnym uczestnikom protestów uniemożliwia się zakup biletów lotniczych i kolejowych. Wszechobecny system kamer umożliwiający identyfikację tożsamości daje szansę wczesnego wykrywania potencjalnych zgromadzeń wściekłych inwestorów z całych Chin. Miejsca ewentualnych protestów w Pekinie są kontrolowane przez funkcjonariuszy w cywilu, którzy odprowadzają uczestników zgromadzeń do oczekujących autobusów, które wywożą ich na peryferia podała agencja AFP.

Od strony biznesowej kryzys na rynku platform pożyczkowych służyć będzie oczyszczeniu i konsolidacji rynku. Bank DBS prognozuje, że z pozostałych 1800 graczy pozostanie co najwyżej 300-500 profesjonalnie zarządzanych platform z dominującą pozycją chińskich gigantów technologicznych - głównie spółek należących do Alibaby, Tencenta a przede wszystkim konglomeratu ubezpieczeniowego Ping An, wartego ponad 200 mld dolarów. To właśnie kontrolowany przeze niego najwyżej wyceniany fintech - jednorożec Lufax, powołany do życia w 2012 roku będzie głównym konsolidatorem branży, chociażby dlatego, że posiada dane umożliwiające scoring kredytowy ponad 40 milionów klientów i jest największą platformą pożyczkową świata.

Spokój nad Wisłą

W Polsce, inaczej niż w USA czy W. Brytanii, rynek pożyczek społecznościowych to margines. Nie zyskały na popularności, a dodatkowo prawo ograniczyło możliwość angażowania się w nie osób prywatnych. Praktycznie swój kapitał mogą angażować tylko firmy pożyczkowe. Symptomatyczne, że na początku roku na taki model przeszedł dotychczasowy lider pożyczek P2P - Kokos, należący do operatora płatności Blue Media. Funkcjonuje jeszcze kilka innych firm jak Zakra i eMonero, które oferują niskokwotowe pożyczki społecznościowe. Nieco inną ofertę dla osób poszukujących wyższych stop zwrotu proponuje działający na naszym rynku łotewski fintech - Mintos. Tu klienci mogą inwestować w portfele firm pożyczkowych finansujących podmioty komercyjne. Rynkowi w Polsce potrzeba wyraźnego impulsu, chociażby takiego jak na rynku crowdfundingu gdzie osoby prywatne mogą inwestować w start-upy poprzez platformy inwestycyjne jak Beesfund, a firmy otrzymać od nich nawet równowartość 1 mln euro. Szacuje się, że wartość inwestycji w bieżącym przekroczy pół miliarda złotych - to więcej niż dotychczasowa wartość pożyczek społecznościowych.

Mirosław Ciesielski

INTERIA.PL

Podziel się