4-latek ofiarą walk na wschodzie Ukrainy
Kilka dni temu Władimir Bobryszczew z Doniecka wracał do domu po nocnej zmianie w pracy, kiedy nagle zobaczył rozbłysk na niebie. Po sekundzie pocisk rakietowy uderzył w jego dom…
W tym tygodniu Władimir pożegnał na cmentarzu swojego synka, 4-letniego Artioma. Chłopiec zginął pod gruzami domu, w który – jak się okazało – trafił pocisk wystrzelony przez ukraińskie siły rządowe, walczące z prorosyjskimi separatystami w obwodzie donieckim. Malec został pochowany z ulubioną maskotką - pluszowym króliczkiem, którego włożyła mu do trumny zrozpaczona babcia.
W szpitalu wciąż przebywa żona Władimira, która straciła nogę, i jego drugi syn, 7-letni Michaił. Lekarze próbują uratować jego oczy. Bobryszczew, który własnymi rękami starał się wydobyć swoich bliskich spod gruzów, nie może pogodzić się z tym, co się stało. „Czy mój synek był terrorystą?” – pyta z goryczą. Tak władze w Kijowie określają separatystów, którzy od 9 miesięcy walczą na wschodniej Ukrainie z siłami rządowymi. W efekcie tych bratobójczych walk najbardziej cierpi ludność cywilna – pozbawiona świadczeń, żywności, lekarstw, opieki medycznej i poczucia bezpieczeństwa.
Dodano:
Czwartek, 22 stycznia 2015 (10:07)
Źródło:
AFP -
AFP