DW: Wideo dnia
Z żadnego europejskiego kraju nie wyjechało na wojnę do Syrii tylu zradykalizowanych muzułmanów, co z Belgii. Ci, którzy zostali, niechętnie rozmawiają z dziennikarzami. Tylko nieliczni otwarcie mówią o swojej frustracji, spowodowanej decyzją ich znajomych. „Mogą wrócić martwi”, „Jestem przeciwny takim wyjazdom” – to opinie młodych wyznawców islamu, którzy – choć pochodzą z religijnych rodzin – nie dali się omamić fałszywym prorokom.
- Ci chłopcy naprawdę uwierzyli, że muszą walczyć. Dżihad stał się dla nich ideałem i celem życia - mówi Moad El Boudaati. On sam miał szczęście: jego rodzice zawsze powtarzali mu, że nie istnieje coś takiego jak święta wojna. Umiarkowani muzułmańscy duchowni w Belgii też ubolewają nad radykalizacją nastrojów wśród młodych ludzi. Starają się im pomóc m.in. poprzez media społecznościowe, oferując możliwość rozmowy i wsparcie psychologiczne.
Ale fanatyczni muzułmanie nie dyskutują z użyciem argumentów. Radykalni kaznodzieje wabią młodych obietnicami, że po zwycięstwie będą rządzić kalifatem w Belgii. Taką retorykę stosuje organizacja terrorystyczna „Shariah for Belgium”, werbująca na syryjski front. Niestety, belgijskie władze zachowują się wyjątkowo pasywnie wobec radykalnego islamu. Dopiero od niedawna w Belgii mówi się o potrzebie integracji społeczności muzułmańskiej z resztą obywateli.
- Ci młodzi ludzie nie wstali pewnego dnia z łóżka z myślą „Pojedziemy walczyć do Syrii!” Oni już od dawna czuli się odtrąceni przez belgijskie społeczeństwo – przekonuje Moad. Czy szybka i skuteczna integracja może okazać się antidotum na hasła głoszone przez ekstremistów?