Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz: Wydalenie dyplomatów to bardzo mocny gest ze strony Polski
"Wydalenie 45 rosyjskich dyplomatów to jest bardzo mocny gest i mocne działanie dyplomatyczne Polski. Takiego wydalenia nie było nigdy" - mówiła w Popołudniowej rozmowie w RMF FM Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, która była gościem Tomasza Terlikowskiego. "Z punktu widzenia formalnego nie jest to zerwanie stosunków dyplomatycznych" - zaznaczyła była ambasador Polski w Moskwie.
W środę do MSZ w Warszawie wezwany został rosyjski ambasador, który usłyszał decyzję o wydaleniu z Polski 45 dyplomatów, oskarżanych o szpiegostwo. Czym odpowie Rosja? "Zawsze w takich sytuacjach jest oko za oko, ząb za ząb. To jest praktyka dyplomatyczna, że jeżeli my wydalamy, z tamtej strony też wydalą" - powiedziała Pełczyńska-Nałęcz.
Jak zaznaczyła, "kluczowy jest powód". "Bo mogło to być wydalenie symboliczne, by potępić wojnę, agresję. Trochę szkoda, że nie ma tego szerokiego symbolicznego wydalenia. Według naszych służb osoby te działały nie jak dyplomaci, ale jako rosyjska agentura" - mówiła była ambasador.
"Wobec sytuacji, jaka jest, horroru na Ukrainie, zbrodni wojennych, zrobienie symbolicznego gestu i wezwanie do tego innych też byłoby całkiem wskazane" - dodała.
"To jest bardzo mocny gest i mocne działanie dyplomatyczne Polski. Takiego wydalenia nie było nigdy. Kluczowe jest, że to jest wydalenie ze względu na zagrożenie wewnętrzne" - powiedziała.
"Rosjanie mają dzisiaj stalinowską propagandę wewnętrzną, która ma mobilizować ludzi wokół tej wojny. Rosjanie potrzebują wroga zewnętrznego, zbudowali go w nazistach ukraińskich, Amerykanach i wasalach USA. Polska jest wskazywana jako wróg szczególny, mamy specyficzne traktowanie. To oznacza, że stawka dla nas jako Polski jest duża. Oni próbują nas straszyć. Zastraszać się nie ma powodu, ale zabezpieczać się trzeba" - podkreśliła Pełczyńska-Nałęcz.
„Bomba atomowa i ten guzik są używane dzisiaj jako metoda zastraszanie Zachodu i szantażu. Ja się nie dziwię, że to działa, bo pespektywa jest makabryczna. Ja bym temu nie dawał
W środę do MSZ w Warszawie wezwany został rosyjski ambasador, który usłyszał decyzję o wydaleniu z Polski 45 dyplomatów, oskarżanych o szpiegostwo. Czym odpowie Rosja? "Zawsze w takich sytuacjach jest oko za oko, ząb za ząb. To jest praktyka dyplomatyczna, że jeżeli my wydalamy, z tamtej strony też wydalą" - powiedziała Pełczyńska-Nałęcz.
Jak zaznaczyła, "kluczowy jest powód". "Bo mogło to być wydalenie symboliczne, by potępić wojnę, agresję. Trochę szkoda, że nie ma tego szerokiego symbolicznego wydalenia. Według naszych służb osoby te działały nie jak dyplomaci, ale jako rosyjska agentura" - mówiła była ambasador.
"Wobec sytuacji, jaka jest, horroru na Ukrainie, zbrodni wojennych, zrobienie symbolicznego gestu i wezwanie do tego innych też byłoby całkiem wskazane" - dodała.
"To jest bardzo mocny gest i mocne działanie dyplomatyczne Polski. Takiego wydalenia nie było nigdy. Kluczowe jest, że to jest wydalenie ze względu na zagrożenie wewnętrzne" - powiedziała.
"Rosjanie mają dzisiaj stalinowską propagandę wewnętrzną, która ma mobilizować ludzi wokół tej wojny. Rosjanie potrzebują wroga zewnętrznego, zbudowali go w nazistach ukraińskich, Amerykanach i wasalach USA. Polska jest wskazywana jako wróg szczególny, mamy specyficzne traktowanie. To oznacza, że stawka dla nas jako Polski jest duża. Oni próbują nas straszyć. Zastraszać się nie ma powodu, ale zabezpieczać się trzeba" - podkreśliła Pełczyńska-Nałęcz.
„Bomba atomowa i ten guzik są używane dzisiaj jako metoda zastraszanie Zachodu i szantażu. Ja się nie dziwię, że to działa, bo pespektywa jest makabryczna. Ja bym temu nie dawał
Dodano:
Środa, 23 marca 2022 (21:32)
Źródło:
RMF FM -