Jak wygląda życie w slumsach? Zobacz zdjęcia!

Środa, 26 października 2016 (13:52)

Mimo że nie chce, by nazywano go fotografem, to jego zdjęcia robią ogromne wrażenie. Krzysztof Gasiewicz niejedną daleką podróż ma już za sobą. Ta, którą odbył niedawno, z pewnością nie jest podróżą jego życia, ale tej przygody na pewno nigdy w życiu nie zapomni. Przebywając sześć tygodni w indyjskich slumsach, autor poznał nawyki najbiedniejszych, ich kulturę, a także zyskał przyjaźnie - pamiątkę na całe życie. Co go zaskoczyło w slumsach? Jak przyjęli go mieszkańcy?

Magda Falińska, Interia: Wiem, że zwiedziłeś wiele miejsc, ale taka podróż zdarzyła ci się chyba pierwszy raz?

Krzysztof Gasiewicz: Tak. Powiedziałem sobie, że teraz postawię na swoje marzenia, plany. Pojechałem do Indii, z zamiarem zrobienia zdjęć w slumsach. Tak dla siebie. Mnie nigdy nie interesowały wycieczki typu: hotel, wylegiwanie się nad basenem...

Jak to się stało, że trafiłeś właśnie tam?

Docelowo miałem odwiedzić przyjaciółkę, która tymczasowo tam pracowała. To był impuls. Korzystając z możliwości odwiedzin i tego, że jest to drugi koniec świata, obrałem sobie swój cel - takie dwa w jednym.

Dlaczego akurat slumsy? Rozumiem, że nie lubisz hoteli, ale są przecież inne możliwości, jak chociażby hostele, też blisko ludzi.

Żeby było jasne, w hostelach też spałem. Ale, będąc tam, nie wszędzie jesteś w stanie taki hostel znaleźć. Dlaczego slumsy? Zawsze fotograficznie ciągnęło mnie do ludzi - od zwykłych portretów, po fotorelacje, które były dla mnie ciekawe, ale niedostępne - przez pracę, przez pieniądze, aż w końcu przez rzeczy, które sobie wmawiałem: "ja nie mogę zrobić tego, pojąć tamtego"... aż w końcu coś zrozumiałem i pojechałem.

Nie bałeś się?

To była ciekawość, nie strach. Balem się o sprzęt, bo nie mogłem go ubezpieczyć, a nie stać by mnie było na nowy.

Gdzie zaprowadziła cię ta ciekawość? Miałeś obrane miejsce: "tam jadę i tam będę próbował żyć" czy wszystko działo się spontanicznie?

Zrobiłem sobie rozeznanie, to, co mogłem, to doczytałem, ale jeśli chodzi o slums, to pożegnałem się z  koleżanką, skręciłem w prawo i poszedłem w sumie przed siebie. Doszedłem do największej nędzy, jaką kiedykolwiek widziałem. I tak znalazłem się w pierwszym slumsie, gdzie zrobiłem zdjęcie z rozbawionymi dziećmi.

No właśnie, jak ludzie na ciebie zareagowali?

Zareagowali bardzo żywo, ale w sensie pozytywnym.

Byłeś mimo wszystko inny, a do tego miałeś aparat. Naprawdę nie spotkałeś się z negatywnymi reakcjami?

Byłem inny, tak samo, jak oni są inni dla nas, w Polsce. Nie, musiałbym długo szukać negatywnych sytuacji. Na pewno jakieś były, ale nie utkwiły mi w pamięci.

Wiesz, że Polacy różnie reagują na takich "innych". Zwłaszcza ostatnio. Dlatego dziwi mnie, że w slumsach, w zamkniętej społeczności, tak łatwo potraktowali cię jak swojego.

My jesteśmy trochę inną cywilizacją, jesteśmy inaczej wychowani. Mówię o najbiedniejszych dzielnicach bardzo bogatego miasta. Skoro tam są takie miliony i takie bogactwo, to pomyśl, jak wygląda tam nędza...

Podobnie jest przecież w Polsce. Są duże pieniądze, ale też ogromna bieda. Takie skrajności są wszędzie.

No tak, to jest tak, jak byś u nas pojechała do lokatorskich "pseudo melin", gdzie siedzą całe rodziny, gdzie się za nic nie płaci i nagle ktoś próbuje tam robić zdjęcia. Raczej nie ma szans. U nas ludzie są inni, reagują bardzo nerwowo, są zamknięci z różnych względów. My mamy zupełnie inną historię.

A czy tu nie chodzi trochę o zaburzenie jakiejś nietykalnej strefy, prywatności, a może trochę o poczucie wstydu?

Nie można tego porównywać. U nas bieda często wynika z dziwnej sytuacji: nawet jak nie jesteś wykształcony - pomijam już kwestię, że nie potrafisz pisać, bo to się raczej nie zdarza - to zawsze ta praca gdzieś będzie, choćby przy roznoszeniu ulotek, nie umniejszając nikomu. Parę złotych zawsze możesz zarobić, u nich takiej możliwości nie ma. Nie chcę tu wyjść na znawcę Indii, bo absolutnie tak nie jest. To jedynie są moje spostrzeżenia.

I dlatego są przyjaźnie nastawieni do obcych?

Tam ludzie chcą przedstawić swoją wiarę, są trochę inni. Są po prostu biedni, a niekoniecznie źli. Jasne, że zdarzy się jakiś margines. Ja nie mówię też, że wszyscy są otwarci, bo każdy może powiedzieć swoje.

Jak reagowali na aparat?

Były momenty, kiedy ktoś powiedział, żeby nie robić zdjęć, bo nie mogę, bo nie wypada... ale to chyba trzeba mieć wyczucie, jak ze wszystkim - jeden może być odbierany jako cwaniak, a niekoniecznie nim jest, i tak dalej...

Co jest też ciekawe i inne od naszej kultury, ludzie prosili mnie tam o zrobienie zdjęcia. Nam aparat dziwnie się kojarzy, agresywnie, w sensie - jeśli ktoś widzi, że robisz mu zdjęcie, to reaguje niechętnie. No ale mamy też inną świadomość, jeśli chodzi o internet, wiemy, że to zdjęcie może potem krążyć po sieci, więc to jest zrozumiałe, bo ja też nie lubię, jak ktoś mi robi zdjęcia.

A tam?

Wręcz odwrotnie! To jest dla mnie trochę paradoksalne, bo ludzie nierzadko proszą o zdjęcie, czasami nawet nie chcą ich oglądać, a jedynie dziękują. Dla nas to się może wydawać niezrozumiałe, no bo po co prosić o zdjęcie, którego nigdy nie zobaczysz?

Może zachowują się tak dlatego, że są przyzwyczajeni do zdjęć, do obecności turystów?

Właśnie nie. Próbowałem nawet podpytać, czy może w jakiś sposób przynosi im to szczęście, ale nie. Po prostu, dla nich to jest tak nieosiągalna, ale świadoma forma techniki, że - myślę - dzięki temu zdjęciu, oni czują, że są. Ciężko to wytłumaczyć...

...Że zostali zauważeni przez drugiego człowieka?

Tak, tak, bardzo możliwe.  Może właśnie w tej szarości i biedzie takie zdjęcie da im poczucie wyjątkowości.

Jak oni na ciebie reagowali?

Pierwsze co zaznaczałem w trakcie rozmowy z nimi, to fakt, że "nie jestem turystą, jest to moja pierwsza w życiu taka wyprawa, nie mam pieniędzy, a chcę z wami tylko pobyć". Oczywiście, byli zdziwieni, ale też szczęśliwi, że przyjechałem właśnie do ich kraju, bo są z niego bardzo dumni. Są też ciekawi człowieka, pytali mnie gdzie jest Polska, czy jest tam zimno.

Wróciłbyś tam?

Ja tam wrócę. Nawet dla samego odwiedzenia tych ludzi, z którymi w jakiś sposób się zaprzyjaźniłem i z którymi mam do dnia dzisiejszego kontakt. Pojadę jednak w innym charakterze, po prostu w odwiedziny, bo śmiało mogę powiedzieć, że zostawiłem tam czterech-pięciu ludzi, do których w każdej chwili mogę przyjść.

WIĘCEJ ZDJĘĆ AUTORSTWA KRZYSZTOFA GASIEWICZA ZOBACZYSZ TUTAJ



Interia.tv

Podziel się